Zapamiętaj mnie i lub zarejestruj | Zapomniałem hasła

Artykuły Recenzje Harmonijkowe Bitwy
Szukaj Użytkownicy Grupy
Odpowiedz do tematu
Autor
Wiadomość
aansaa 


Wiek: 32
Posty: 800
Otrzymał 31 punkt(ów)
Wysłany: 2009-02-05, 18:19    Świat widziany przez okulary koloru blue...

Mam pomysł na zabawę... ;p
Piszmy opowieść... ;p
Każdy po kolei będzie dodawał kolejne fragmenty... ;p
Tytuł tej opowieści to
Świat widziany przez okulary koloru blue... ;p

PS: Wiem, że dziwny pomysł, ale wena mnie naszła... ;p

Ja zacznę :)

Dawno temu, za górami, za lasami, gdzie nie docierał smutek, a wszyscy żyli sobie szcześliwie, życie płynęło w rytmie Muzyki techno żył sobie Pewien Gość. NIe był to taki zwykły gość, lecz był on Pewien. Różnił się od wszystkich znacząco. Nie lubił Muzyki techno. NIe podobało Mu się jej rytm, brzmienie i chciał zrobić coś nowego. Więc pewnego dnia poszedł porozmawiać ze Stwórcą i poprosił Go o pomoc...
- Synu, pomogę Ci, ale pod jednym warunkiem - zawiało grozą
- Jakim, o Panie?? - spytał się Pewien Gość
- Będziesz samotny, dziewczyny nie będą Cię chcieć, nie będziesz na topie, bedziesz wykpiwany przez pobratymców, a ojciec Twój znienawidzi Cię przez styl życia Twój i Muzykę Twoją, która będzie inna niż cała Muzyka na Ziemii...
Po kilku minatach zastanawiania zgodził się... Zagrzmiało, zawiało, błysnęło...
Wziął Bóg stroik, odpowiednio ustawił, dostosował długość, nastroił, złączył i zamknął pod pokrywami i tak powstała harmonijka...
Pewien Gość był najszczęśliwszy na Świecie, miał swój oryginalny instrument, lecz nie spodziewał się, co Go czeka... :)

To moja część... ;p
Zapraszam do kontynuowania! :)
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
Więcej szczegółów
Wystawiono 2 punkt(ów):
kuba, mr.Michalos
Osaosowski 

Wiek: 31
Posty: 265
Otrzymał 2 punkt(ów)
Skąd: Inowrocław
Wysłany: 2009-02-05, 19:10    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

I wrócił Pewien Gość do swoich, którzy bawili się przy elektronicznej muzyce. Wszystko odbywało się jak zawsze. Dziewczyna go ucałowała, koledzy serdecznie przywitali. Przyszła jego kolei na prowadzenie imprezy (DJ' owanie). Usiadł więc na stanowisku DJ'a ale tłum nie usłyszał tego co słyszał od zawsze. Pewien Gość wyciągnął swój najnowszy nabytek i zaczął grać. Przesiąknięty techno i nie znając niczego innego, na harmonijce próbował również grać coś w stylu "umpa- umpa". I lud się rozgniewał. Bowiem techno nie brzmiało jak techno bo harmonijka już samym swym brzmieniem przypominała coś innego, coś nie zwykłego... co to było? Wyszedł Pewien Gość na ulicę i począł rozmyślać nad tym co się stało i co zostało mu objawione.

PS. Bardzo fajny pomysł! Pewnie wyjdzie coś w rodzaju Bluesowej Ewangelii :D Mam nadzieję, że nie sknociłem nic :) I jeszcze raz- bardzo fajny pomysł! :)
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
szymonov 


Wiek: 27
Posty: 21
Skąd: Kraków
Wysłany: 2009-10-23, 15:01    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

I Pewien gość długo rozmyślał nad tym co sie stało, nie rozumiał dlaczego nikt nie polubiał jego instrumentu.... Kiedy tak rozmyślał zobaczył swoją dziewczyne która podeszła do niego i powiedziała: ,,Musimy ze sobą zerwać, wszyscy są na ciebie wku....rzeni że nie zrobiłeś pożądniej impry tylko grałeś na jakimś badziewiu". I gdy to powiedziała odeszła. I pewien gość gorzko zapłakał, nie rozumiał dlaczego wszyscy jego kumple, kumpele i inne takie go znienawidzili....W końcu przypomniał sobie słowa stwórcy: ,,Będziesz samotny, dziewczyny nie będą Cię chcieć, nie będziesz na topie, bedziesz wykpiwany przez pobratymców, a ojciec Twój znienawidzi Cię przez styl życia Twój i Muzykę Twoją, która będzie inna niż cała Muzyka na Ziemii..." I pewien gość poszedł do swego domu i poszedł spać.....



Mam nadzieje że nic nie sknociłem :)
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
#Maciekdraheim 


Wiek: 35
Posty: 3604
Otrzymał 296 punkt(ów)
Skąd: Ciechocinek
Wysłany: 2009-10-23, 19:28    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Jednak mimo, że się starał, nie mógł zmrużyć oczu. Czuł ból, żal, tęsknotę za czymś bliżej nie określonym. Serce przepełniała gorycz i samotność. Przez te morze cierpienia przebijały się wysepki radości, wiary w lepsze jutro. Po raz pierwszy w życiu zaczął prawdziwie czuć. Wtedy też poczuł nieodpartą potrzebę. Musiał się z kimś podzielić swym odkryciem, choćby z kocurem przemierzającym dachy nocną porą. I wtedy spojrzał na kawałek blachy i drewna leżący obok niego. Jego serce zaczęło bić synkopowanym rytmem, w głowie słyszał odgłosy jęków, płaczu i zawodzenia, ale też chichotów i radości. Już wiedział co ma robić... Wziął swą blaszaną kanapkę, wyszedł z domu i zaszył się na dachu. Z drżącymi rękoma przyłożył instrument do ust... I popłynęły dźwięki, nie, nie dźwięki. Popłynęły uczucia. Cała jego historia zawarta w nutach. I poznał dar, jaki otrzymał od Sił Wyższych. Darem tym była muzyka, która poruszała. Nawet nocne koty i ptactwo zamilkło w swych ciągłych nawoływaniach, by napawać się muzyką radości i cierpienia. Tak Pewien poznał bluesa i zdecydował, by pokazać go światu...
_________________
Blues is nothing but a good man feeling bad, thinking about the woman he once was with.
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
#minigunmen 


Wiek: 36
Posty: 2769
Otrzymał 127 punkt(ów)
Skąd: Kat, Ośw, Krak
Wysłany: 2009-10-23, 19:44    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Usłyszał długie wycie psa i poczuł na skórze chłód nocy. Wrócił do domu, położył się spać ale... póki nie zaczęło świtać leżał bez ruchu wpatrując się w sufit, czuł w sobie jakąś dziwną siłę, która wypełniała go w każdym calu. Usnął na chwilę ale nie spał długo, bo powoli miasteczko zaczynało się wybudzać i gdzieś daleko było już słychać samochody przemykające autostradą. Wziął harmonijkę, włożył do kieszeni i wyszedł. Na zewnątrz było szaro. Szedł przed siebie... Nie miał co robić, nie miał dokąd iść, nie miał ochoty iść do dziewczyny przepraszać ją ani pytać, czy jest tego pewna... nie miał znajomych, z którymi mógł spędzić kolejny dzień. Wkrótce zaczął padać deszcz. Pewien nie spojrzał nawet w niebo, nie schował się nigdzie. Ze wzrokiem wbitym w chodnik i z rękami w kieszeniach stawiał krok za krokiem w rytmie mijających kolejnych sekund. W kieszeni zaciskał w dłoni harmonijkę. Szedł przed siebie....

Maciek, szczerze, łezka mi się w oku zakręciła. Jak napiszemy tego kilka stron, to możemy zrobić słuchowisko z solo na harmonijce w tle.
_________________
Naprawiam harmonijki! Reguluję pod overbending!- kontakt - PW albo GG albo mail. Paweł Pilnik Pilecki.
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
Blake 


Wiek: 31
Posty: 183
Otrzymał 4 punkt(ów)
Skąd: Tarnowskie Góry
Wysłany: 2009-10-23, 20:16    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

(...) gdy tak szedł zobaczył bar, a właściwie coś, co zawsze uważał za spelunę, w której zbierali się nieszczęśliwi nieudacznicy życiowi. Coś jednak podpowiedziało mu, by wszedł do środka. Gdy otworzył drzwi ukazało mu się wnętrze pomieszczenia. Cały Pub był zadymiony dymem papierosowym, przy ladzie siedziało 3 mężczyzn leniwie sącząc piwo, przy stolikach ślęczało jeszcze z 8 innych ludzi a za ladą stał barman czyszczący kufle. Nasz bohater zauważył, że każdy mężczyzna jest brudny, ubrany w niemarkowe ciuchy i przygnębiony. Nagle spostrzegł, że patrzy się na niego każdy z nich włącznie z barmanem. Poczuł wielce nieprzyjemne uczucie, pragnął stamtąd wybiec, uciec z powrotem na zewnątrz, na deszcz, na ziąb i wiatr. Coś jednak podpowiedziało mu, by został, nie wiedział co, lecz słuchał posłusznie tego głosu. Podszedł i siadł przy ladzie. Czuł wzrok wszystkich obecnych w pomieszczeniu na swym ciele, Nie czuł się z tym przyjemnie. Nerwowo poruszał ręką w kieszeni i poczuł w niej przyjemny chłód. Przypomniał sobie o harmonijce i nagle wszystko stało się dla niego jasne. Już wiedział, po co tu wszedł, wiedział co ma zrobić. Na oczach wszystkich wyjął harmoszkę i zaczął w nią dmuchać. Ludzie zebrani w środku słuchając muzyki, która wydobywała się z nieznanego im przedmiotu zmienili swe nastawienie do przybysza. Z początku uważali go za kogoś w rodzaju wroga, pasożyta, którego należy się pozbyć. Teraz jednak widzieli w nim coś więcej, coś przyjemnego, coś pokrzepiającego. Muzyka, która dostawała się do ich uszu była niezwykła, smutna i piękna zarazem. Zdawała się opowiadać o ich nieudanym życiu, o tylu sprawach, które zawalili, o obecnej chwili, gdy jest im źle.

Napisał: Matt Blake Sówka

Mam nadzieję, że podoba Wam się moja wersja kontynuacji tego wspaniałego utworu :D

Cieszę, się, że mogę się bardziej zaangażować w życie owego forum ;)

P.S. Kurcze, chyba to jednak schrzaniłem, bo w pierwszym zdaniu opowieści pisało, że tu nie dociera smutek :sad: Chociaż jak tak na to patrzeć nasz bohater w tym momencie też nie jest za szczęśliwy. Stracił kumpli i dziołchę. Zresztą sami oceńcie.
_________________
"Shinobi, który nie przestrzega zasad jest nazwany śmieciem"
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
#Maciekdraheim 


Wiek: 35
Posty: 3604
Otrzymał 296 punkt(ów)
Skąd: Ciechocinek
Wysłany: 2009-10-24, 21:44    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

W tym barze Pewien poznał prawdę. Utopijna wizja idealnego miasta pozbawionego problemów i cierpień okazała się mżonką. Była tylko kolorową fasadą sypiącego się od grzybu i zgnilizny budynku. Tu zaś zebrali się prawdziwi ludzie, a nie osobniki żyjące wieczną imprezą i monotonnym podskakiwaniem. Tu byli Ci, którzy poznali życie, jego blaski i cienie, Ci co czuli i przeżywali. Gdy zakończył swą małą muzyczną spowiedź podszedł do niego mężczyzna w długim płaszczu. W ręku dzierżył ogromną, długą chyba na półtora metra walizkę. Spoglądał nieufnie na Pewnego, ale dosiadł się do niego i przedstawił: "Witaj... Jestem Big Willie Moris. A tyś co za jeden? Wcześniej Cię tu niewidziałem". Pewien odrzekł: "John Smith". "Nieźle grasz na tych blachach. A widziałeś w życiu coś takiego?". Wtem Big Willie położył ogromną walizkę na kolanach i otworzył ją. Po podniesieniu pokrywy ukazał się drugi instrument. John obserwował uważnie dosyć poobijane drewniane pudło z doczepioną długą deską, na której rozciągnięte było 6 długich kawałków drutu. To była gitara. Willie wziął ją w ręce i rozpoczął czary... Grał coś, co wprawiło Johna w osłupienie, rytm tak wyraźny i poruszający każdą częścią ciała słuchacza. Struny jęczały i zawodziły. Willie otworzył też usta... Głos jego szorstki i zachrypły niósł się między oparami dymu tytoniowego. Wszyscy usłyszeli jego bluesa... I Johny sięgnął ponownie do kieszeni. Bez słów i uzgodnień, obaj wiedzieli co mają robić. Wiedzieli, że ich los nie bez powodu postawił ich sobie naprzeciw...

PS. Blake, mam nadzieję, że udało mi się jakoś wybrnąć z sytuacji, o której napisałeś.
_________________
Blues is nothing but a good man feeling bad, thinking about the woman he once was with.
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
Blake 


Wiek: 31
Posty: 183
Otrzymał 4 punkt(ów)
Skąd: Tarnowskie Góry
Wysłany: 2009-10-28, 00:56    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

(...) John przyłożył harmonijkę do ust i wtedy rozpoczęła się magia. Oba instrumenty, choć posiadały odrębne, charakterystyczne dla siebie brzmienia podczas wspólnej gry zdawały uzupełniać siebie nawzajem. Muzyka, która powstała z połączenia wysiłków Willego i Johna była płynna, lekka i niezwykle piękna. Brzmiała tak, jakby oba niespotykane przedtem przedmioty były stworzone do gry w parze se sobą. Jeden instrument uzupełniał luki w grze drugiego tworząc harmonijną całość. Wszystkie osoby znajdujące się w barze wsłuchały się w repertuar muzyków bez zapomnienia. Muzyka ta wprawiała ich w dziwne uczucie połączenia radości z zadumą. Każdy z nich czuł, że gdyby w tej chwili miał kończyć się świat nie żałowałby by ostatnich minut życia na wsłuchiwanie się w te niespotykane, magiczne dźwięki. Obaj muzycy spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się. Każdy z nich uświadomił sobie pewną sprawę. Nagle oboje w harmonijnym porządku zagrali kończące dźwięki i zakończyli występ. W całej sali dały się słyszeć oklaski, głosy zachwycenia i wzruszenia. John poczuł na swych plecach ręce klepiące go w geście uznania. Zauważył, że to samo przytrafia się Willemu.

-Świetnie grasz na tym pudle- Powiedział z uśmiechem do Morisa
-Dzięki-odparł- Ty także sobie świetnie radzisz z tym metalowym ustrojstwem
John zaśmiał się lekko, po czym odparł:

- Mam przy sobie jeszcze trochę kasy, może masz ochotę na jedno małe z pianką???
- Czemu nie. W gardle mi zaschło od śpiewania
John słysząc zgodę współrozmówcy zamówił u barmana dwa piwa. Ten posiadając już wprawę w nalewaniu tego trunku już po chwili podał je muzykom, a gdy Smith chciał zapłacić odrzekł:

- Po przedstawieniu jakie nam Panowie urządzili tę kolejkę macie na koszt firmy.
Słysząc to zarówno John jak i Willi zaśmiali się razem. Nie mieli zamiaru protestować przeciwko woli barmana. Wzięli zatem kufle i przechylili je zdrowo, po czym Moris rzekł:
-Skąd jesteś młodziaku??? Nigdy Cię przedtem nie widziałem.
- Jestem stąd, znaczy się z tego miasta, lecz nigdy tu nie bywałem, ponieważ.....
Willy nagle przerwał zdanie Smithowi:
- Niech zgadnę. Sądząc po Twoich ciuchach jeszcze do niedawna byłeś jednym z tych szaraków słuchających techno i nie mających własnych ambicji i celów w życiu. Tak jak reszta tych bałwanów chodziłeś ubrany tak samo, jak wszyscy, robiłeś imprezy, takie same, jak wszyscy, słuchałeś muzyki takiej samej, jak wszyscy i nawet myślałeś tak samo, jak wszyscy w Twoim otoczeniu.

John dopiero teraz uświadomił sobie, że Moris rzeczywiście ma rację i, że łatwo mu było wydedukować jego historię na podstawie ubioru i wyglądu.
Smith miał 20 lat. Był wysoki i dosyć szczupły. Miał czarne włosy, które jeszcze wczoraj były ułożone na irokeza na żelu, jednak po nocy i spacerze na deszczu sterczały one we wszystkie strony bez ładu i składu. Ponadto John miał na sobie zieloną bluzę markowej firmy, na której wielkimi niebieskimi literami było napisane "TECHNO FOREVER", a pod spodem nieco mniejszymi literami "It's my life, it's my style", niebieskie luźne spodnie z podobnym napisem na całej długości nogawek, świecące w ciemności
czarno-pomarańczowe adidasy oraz zawieszone łańcuszkiem na szyi bajeranckie niebieskie okulary przeciwsłoneczne z motywem techno.
Willy natomiast znacznie różnił się ubiorem od ludzi, których dotąd znał John:
Moris na oko miał około 40 lat. Był nieco wyższy od Smitha i solidniej zbudowany. Miał szeroką klatkę piersiową i wyrobione mięśnie rąk. Jego włosy także były czarne, jednak długie do ramion. By nie wpadały mu na oczy Big Willy nosił na czole czerwoną opaskę. Moris nosił niebieskie, starte nieco jeansy, czarną koszulkę z rysunkiem motoru na klatce piersiowej oraz brązową skórzaną kurtkę długością przypominającą prochowiec. Całość jego wizerunku dopełniał skórzany brązowy kapelusz oraz także skórzana i brązowa opaska na lewej ręce z wytłoczonym orłem pikującym w dół.

- Zgadłem, prawda- przerwał Johnemu zadumę Willy
- W stu procentach- odparł z przygnębieniem i niezadowoleniem Smith- Ale nie chcę już tak żyć. Tak sztucznie, tak jakoś nijako.
- Zatem witaj w gronie ludzi wolnych i przeświadczonych o prawdziwości tego szajsu, tego całego techno, tego bycia cool i na topie.
Gdy Moris skończył swą wypowiedź, dla jej podkreślenia splunął na ziemię.
- Domyślam się po Twoim poprzednim stylu bycia- rozpoczął znowu Big Willy- że Twoi starzy także są tymi całymi "techniakami". Tak więc stary masz przed sobą trzy wyjścia.
Pierwsze to nawrócić rodziców, drugie to nie nawracać starych i jakoś z nimi wytrzymywać a trzecie to uciec z domu. Jeżeli Ci to nie wadzi możesz przemierzać świat wraz ze mną.
Po tych słowach Moris wziął do ręki swój kufel i pociągnął z niego soczystego łyka piwa.
- Prędzej wysadzę w powietrze całą ziemię, niż przekonam moich rodziców do zejścia z ścieżki techno, wytrzymać to też ja z nimi nie mam żadnych szans- odparł John odstawiając swój kufel na ladę- Tak więc, jeśli Ci to nie zawadza z chęcią wybiorę się z Tobą.
- Zatem wszystko ustalone- zaśmiał się Big Willy Moris- skoro jesteś tego pewien chodź za mną.

ROZDZIAŁ II :D Opowieść Morisa

Willy wyprowadził Johnego na tył budynku. Słońce chyliło się już ku zachodowi. Gdy oboje znaleźli się z tyłu baru Smith zauważył stojący na placu motor. Buł to czarny Chopper, sądząc po wyglądzie już dosyć stary. Był dość masywny i bardzo piękny. Z tyłu miał dwie duże skórzane sakwy, a na baku namalowany był białym aerografem pikujący w dół orzeł.

- Podoba ci się- spytał Willy- Bo tak się składa, że to mój i dopóki nie skołujemy Tobie własnego będziesz jeździł na nim ze mną.
Johnemu serce zabiło najszybciej, jak potrafiło. "Dopóki nie skołujemy Tobie własnego". to znaczy, że Moris chce go nauczyć jazdy na motorze oraz pomóc mu w zdobyciu własnego zmotoryzowanego rumaka??? W głowie Smitha roiło się już od marzeń o własnym motorze, a na twarzy malował się uśmiech

- Widzę, że pomysł Ci się spodobał, co młodziaku?- spytał Willy.
-Ale zanim ruszymy w drogę musimy załatwić jeszcze parę spraw- dodał Moris-
Po pierwsze: skąd masz taki niezwykły instrument?

Johny sam nie wiedział, co odpowiedzieć, jednak w przeciągu 3 sekund zdecydował, że najlepiej będzie powiedzieć Morisowi prawdę. Tak więc Smith opowiedział Willemu o swej prośbie do stwórcy i o tym, jak Bóg dał mu owy instrument i powiedział co się z tym wiąże. Ku zdziwieniu Johnego, Moris zamiast wyśmiać go z radością odpowiedział:

- Teraz wiem, że to o Tobie mówił mi Stwórca
- Stwórca mówił Ci o mnie- zdziwił się Smith
- Dobra ty mi opowiedziałeś swoją historię teraz posłuchaj mojej. Gdy miałem 17 lat byłem bardzo zbuntowanym dzieciakiem. W dniu moich urodzin w krainie, w której żyłem pojawiło się techno. W ciągu następnych paru miesięcy bezczynnie obserwowałem, jak inne gatunki muzyki dosłownie umierają, a techno rośnie w siłę. Sądziłem, że to tylko chwilowa fascynacja, jednak myliłem się. W końcu nadszedł dzień, w którym władze państwa ogłosiły, że jedyną słuszną muzyką jest muzyka techno, a wszelkie ślady po innych gatunkach muzyki należy usunąć z ziemi. Na moich oczach wtrącano do celi muzyków i ludzi, którzy protestowali przeciwko takowym zmianom. W końcu ludzie zaczęli także niszczyć wszystkie instrumenty, które nie nadawały się do gry techno. Gdy przechodziłem przez ulicę, zobaczyłem jak podpalony zostaje sklep muzyczny. Przez szybę widać było instrument, który teraz leży w tym pokrowcu- Johny poklepał czarny futerał-, czyli gitarę. Zapamiętaj sobie młodziaku dobrze nazwę tego instrumentu. I gdy cały sklep stanął w płomieniach coś we mnie drgnęło. wbiegłem do niego próbując ocalić właśnie tą gitarę. Jednak, gdy ją chwyciłem belka spadła mi na głowę i zemdlałem. Gdy się ocknąłem ujrzałem przed sobą tylko jasne światło, a przede mną stał Stwórca. Gdy już godziłem się ze śmiercią Pan odrzekł do mnie:

- Jesteś jednym z nielicznych, którzy nie chcą pozwolić na zatracenie dawnych, lepszych tradycji. Dlatego pozwalam Ci, żyć. Gdy się obudzisz zostaniesz natchniony talentem, który pozwoli Ci opanować do perfekcji instrument, który ocaliłeś.

Wtedy zawołałem do Pana:
- Panie ale ca mam robić? Ten świat jest już przecież zgubiony. Sam nie przywrócę go do poprzedniego stanu.

- Nie bój się, któregoś dnia pchnę na Twoją drogę innego wybrańca. Z jego pomocą przywrócisz światu różnorodność muzyki i wolność, co do jej wyboru.

Rozdział III :D

Gdy Moris skończył swą opowieść po plecach Johnego przeszły ciarki. On?? On ma być wybranym? On ma razem z Willym przywrócić pierwotny porządek światu?
Jednak Moris zakończył jego rozmyślanie mówiąc:
- Nie rób takiej miny i nie martw się. Też miałem takie odczucia, jak Ty, gdy usłyszałem tą nowinę od Stwórcy. Jestem pewny, że to Ty jesteś tym drugim. Skoro się już spotkaliśmy, to oznacza, że życie dalej puści nas w wir wydarzeń i wszystko jakoś samo się potoczy.
Nie wiadomo dlaczego Smith poczuł ciepło i ulgę po słowach Willego. Uśmiechnął się zatem i odparł:
- W takim razie ruszajmy zmieniać świat :D
- I to mi się podoba młody. Mam teraz do Ciebie dwa pytania. Pierwsze z nich: jak chcesz nazwać swój instrument?
- Sam nie wiem. Gdy graliśmy razem odczułem harmonię bijącą z naszej wspólnej gry....hmmmm........ może harmonijka?????
- Jak dla mnie to to jest dobra nazwa :D
- Dzięki- Johny uśmiechnął się- a jakie jest drugie pytanie??
- Jaką chcesz mieć ksywkę
Smith popatrzył ze zdziwieniem na Willego
- co się tak gapisz?? Myślisz, że tylko ja i ty odkryliśmy inne gatunki muzyki? Oprócz nas są jeszcze Rockowcy, Jazzowcy i inni. nie rób zdziwionej miny. Kiedyś Ci opowiem o gatunkach muzyki istniejących niegdyś na świecie. Ważne w tej chwili jest to, że każdy z nas zamiast imienia i nazwiska ma pseudonim, który używany jest w kręgach muzycznych. Ja na przykład jestem "Orłem". Teraz przyszedł czas, abyś i ty wymyślił pseudonim dla siebie.

Johny przez dłuższy czas milczał. Nie potrafił nic odpowiedzieć. Wtem na dachu sąsiedniego budynku siadł kruk.

- Wiem!- krzyknął Smith- Chcę się zwać "Krukiem".
- Hmmm "Kruk".......... brzmi nieźle. Siadaj zatem "Kruku" na na tylne siedzenie motoru. Musimy jeszcze gdzieś pojechać, zanim stąd wyjedziemy.
-Gdzie- zapytał ze zdziwieniem John Smith "Kruk"
- Do miejsca, które znają tylko oświeceni
- Oświeceni???
- Innymi słowy Ci, którzy nie uznają muzyki techno.
- Po co tam jedziemy?
- Nie żartuj, że będę z Tobą jeździł po świecie, gdy będziesz tak ubrany. Tam skołujemy dla Ciebie ciuchy bardziej pasujące do Bluesa :D

Po tych słowach Big Willy Moris zwany "Orłem" zapalił silnik swego Harleya i wraz z "Krukiem" ruszył wąską uliczką przed siebie. Słońce właśnie zaszło.



Przepraszam, że tak długo, ale jak widzicie trochę się rozpisałem :D

Maciek dochodzę do wniosku, że w sumie to co napisałem wcześniej, z tym co napisałeś Ty dało tak jakby pełniejszą głębię temu opowiadaniu :D

Nom jak chcecie to piszcie, co o tym sądzicie :D
_________________
"Shinobi, który nie przestrzega zasad jest nazwany śmieciem"
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
#minigunmen 


Wiek: 36
Posty: 2769
Otrzymał 127 punkt(ów)
Skąd: Kat, Ośw, Krak
Wysłany: 2009-10-28, 20:15    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Blake, bardzo dobre, po takim sporym fragmencie opadłem z weny :d Swietne. Dopisze coś za jakiś czas.
_________________
Naprawiam harmonijki! Reguluję pod overbending!- kontakt - PW albo GG albo mail. Paweł Pilnik Pilecki.
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
Blake 


Wiek: 31
Posty: 183
Otrzymał 4 punkt(ów)
Skąd: Tarnowskie Góry
Wysłany: 2009-10-28, 21:16    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Minigunmen, dzięki za miłe słowa. A skoro Ty coś napiszesz to z następnym kawałkiem poczekam chociażby do Twojego postu :D Mam nadzieję, że dołączą się jeszcze Maciek i oczywiście cała reszta :D

Mamy świetną okazję do zrobienia razem czegoś wyjątkowego :D Pierwszego na świecie Forum Book-a :D .
_________________
"Shinobi, który nie przestrzega zasad jest nazwany śmieciem"
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
#minigunmen 


Wiek: 36
Posty: 2769
Otrzymał 127 punkt(ów)
Skąd: Kat, Ośw, Krak
Wysłany: 2009-10-28, 21:23    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Ba, ja myślę o słuchowisku i płycie! :D Z harmonijką/bluesem w tle oczywiście.

Piszcie dalej!
_________________
Naprawiam harmonijki! Reguluję pod overbending!- kontakt - PW albo GG albo mail. Paweł Pilnik Pilecki.
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
Blake 


Wiek: 31
Posty: 183
Otrzymał 4 punkt(ów)
Skąd: Tarnowskie Góry
Wysłany: 2009-10-28, 21:44    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Ja myślałem, żeby, jak to będzie git, wydrukować to i spróbować opublikować :D

Wiesz by na wstępie pisało, że to jest dzieło stworzone przez forumowiczów harmoszki.

No i potem nick osoby, która napisała dany fragment i ten fragment i tak cały czas. A potem na końcu można było by coś napisać właśnie o autorach dzieła. Czyli znowu nick, potem prawdziwe imię i takie tam rzeczy :D


No dobra ale koniec offtopu :D Piszcie dalej drodzy forumowicze. Niech Blues będzie z wami :D
_________________
"Shinobi, który nie przestrzega zasad jest nazwany śmieciem"
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
#Maciekdraheim 


Wiek: 35
Posty: 3604
Otrzymał 296 punkt(ów)
Skąd: Ciechocinek
Wysłany: 2009-10-29, 00:29    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Poruszając się po starej i zapomnianej przez wszystkich części miasta dotarli do zaniedbanego starego budynku. Nad drewnianymi drzwiami wisiał wytarty napis [i]Antykwariat[/i]. Kruk i Orzeł weszli do środka. Znaleźli się pośród starych mebli, porcelan i sprzętów, za ladą stał zaś pewien niewysoki człowiek, starszy zapewne niż cały jego towar razem wzięty. Willy zawował: "Hej, Frank! Przyprowadziłem jednego Młodego. Pokaż nam, co masz z "poprzedniej epoki". Wtedy Frank zaprowadził ich na zaplecze. To co John "Kruk" Smith tam ujrzał wprawiło go w osłupienie. Na półkach stały duże koperty, z niektórych wystawały spore czarne krążki. Jon od razu porwał jedną z nich, wrzucił na stojący obok stary adapter i już zbliżał do niej rękę, by zacząć scratchować, lecz wtedy Frank uderzył go swoją drewnianą laską w grzbiet dłoni. "Szanuj muzykę" powiedział i delikatnie opuścił igłę na czarną tafle... I zabrzmiały dźwięki, dawniej tak obce, a teraz ciągle kołaczące się po głowie Johna. Stanąl przed nowym światem, przed tym, co udało się ocalić przed dyktaturą chcącą zniewolić umysły ludzkie. Orzeł powiedział: "Słyszysz to? Tak kiedyś brzmiał świat. Brzmiał wolnością i emocjami... Słyszysz te dźwięki? To dusza ludzka uwalnia się z tych trzeszczących kolumn. Tutaj masz bogactwo, które zostało z dawnych lat. To jedynie kropla z tego co było, większość muzyki znisczono. Ale jak zawsze w takich sytuacjach, znajdzie się paru szaleńców, którzy są wiele poświęcić, by ratować to co ważne. Pamiętam z dzieciństwa te dźwięki, te instrumenty, nie tylko harmonijka i gitara. Było tego mnóstwo. Zaś ludzie, którzy mogli myśleć, odczuwać i wyrażać to co przeżywali stwarzali niezliczone środki wyrazu. Zaprzyjaźnij się z tym, co tu jest, a poznasz i świat, i siebie...". Kruk nie mógł uwierzyć, że jednak było coś przed techno, ale uszy go nie kłamały. To co teraz słyszał dawniej też istniało, żyło i rozwijało się. Myślał, że Bóg stworzył dla niego harmonijkę i muzykę, lecz On ją tylko przed nim odkrył, ukazał Krukowi, coś co przez lata starały się skryć electro-beaty.Tak naprawdę otrzymał od Stwórcy nie instrument, lecz wgląd w swoją duszę, dostęp do naturalnego, pierwotnego wręcz pierwiastka, którym Niebiosa obdarzyły człowieka u początku. Tutaj miał resztki dawnego dziedzictwa na wyciągnięcie ręki, tu mógł studiować muzykę i uczucia. Przy dźwiękach gitary, harmonijki, pianina i perkusji szli dalej przez "zaplecze". Orzeł stwierdził: "Dobra, musisz jakoś wyglądać, chodź tędy". Doszli do kilku szaf i podłużnych wieszaków ze starą odzieżą. John przyglądał się ubraniom. Podszedł do krótkiej, czarnej, skórzanej kurtki, chwycił parę czarnych butów na niedużym obcasie, jasnoniebieskie jeansy i biały T-shirt. Szybko włożył wszystko na siebie. Frank podał mu puszkę z dziwną substancją i powiedział: "To do włosów". John nałożył dziwną substancję na głowę, przyklepał włosy z boków i z tyłu, zaś rozczochraną grzywkę zaczesał do góry i do tyłu... Wyglądał jak faceci na tych starych płytach. Na stoliku nieopodal dostrzegł czarne okulary z niebieskimi szkłami, jednak inne od jego pary. Stylowe i zadziorne we wzornictwie. Założył je, wiedział, że to jest to. Orzeł na to: "W końcu wyglądasz jak mężczyzna, nie jak laluś."
_________________
Blues is nothing but a good man feeling bad, thinking about the woman he once was with.
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
#minigunmen 


Wiek: 36
Posty: 2769
Otrzymał 127 punkt(ów)
Skąd: Kat, Ośw, Krak
Wysłany: 2009-10-30, 19:31    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

nie jak laluś".
John ucieszył się na te słowa ale nie uśmiechał się dłużej niż kilka sekund, bo zdał sobie sprawę, że wcześniej wyglądał idiotycznie...
W tle ciągle słychać było muzykę z winyla. Potem utwór się skończył. Wszyscy spojrzeli po sobie jakby przebiegła między nimi rozmowa. Właściwie to przebiegła... bo nadeszła świadomość że są wśród swoich, są z tymi ludźmi, z którymi powinni być. Frank dał jeszcze młodemu jeden drobiazg, w razie czego. Za pas z tyłu włożył mu 6-strzałowy rewolwer, średniego kalibru. "Czasy są ciężkie, trzeba się pilnować."
Młody bohater spojrzał na harmonijkę. To nie było już zauroczenie, to było coś więcej. Co chwilę przykładał ją do ust, tylko po to, żeby wydać jakiś prosty dźwięk. W prostocie tych dźwięków tkwiły jednak wielkie moce, dźwięki były pełne wyrazu. Orzeł zauważył już wcześniej, że Kruczek nieprzerwanie myśli o tym niesamowitym narzędziu, więc kiedy to stali jeszcze na zapleczu pokiwał głową patrząc na to, co robi.
Wymienili się z Frankiem uściskami dłoni - takimi z zakotwiczaniem się kciuków, kilkoma dobrymi słowami na drogę i poklepywaniem po ramieniu. Wyszli na zewnątrz. Robiło się już ciemno, ponadto chmury kłębiły się jak dym nad samym kominem, wiatr rozwiewał im włosy i szarpał ubraniami. Groźna i ciemna chmura sprawiała wrażenie jakby chciała ich pochłonąć.
- Nic już tu po nas, musimy jechać dalej.
Znowu rozklekotał się warkot w srebrnym tłumiku motora, Orzeł i Kruk zniknęli w pyle unoszonym przez wiatr.
_________________
Naprawiam harmonijki! Reguluję pod overbending!- kontakt - PW albo GG albo mail. Paweł Pilnik Pilecki.
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
#Maciekdraheim 


Wiek: 35
Posty: 3604
Otrzymał 296 punkt(ów)
Skąd: Ciechocinek
Wysłany: 2009-10-30, 19:35    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Ja sugeruję, by w tym miejscu rozpocząć kolejny rozdział, bo odjeżdzanie nie-wiadomo-gdzie bardzo do tego nastraja :) .
_________________
Blues is nothing but a good man feeling bad, thinking about the woman he once was with.
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
#minigunmen 


Wiek: 36
Posty: 2769
Otrzymał 127 punkt(ów)
Skąd: Kat, Ośw, Krak
Wysłany: 2009-10-30, 19:55    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Ołkej, jedziecie z następnym rozdziałem :)
_________________
Naprawiam harmonijki! Reguluję pod overbending!- kontakt - PW albo GG albo mail. Paweł Pilnik Pilecki.
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
Blake 


Wiek: 31
Posty: 183
Otrzymał 4 punkt(ów)
Skąd: Tarnowskie Góry
Wysłany: 2009-10-30, 23:08    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

ROZDZIAŁ IV Jeden wypadek i podwójny cud

Wiatr wiał w twarz Johnego. Dookoła było ciemno, widział jedynie światła mijanych przez motor samochodów. Razem z Orłem mknęli na motorze po autostradzie. Willy jechał bardzo szybko. Widać było, że pokonał już nie jeden kilometr na dwóch kółkach. Było już bardzo ciemno. Smith nie miał możliwości zerknąć na zegarek, lecz odczuwał, że jest już koło północy. Siedział z tyłu, przez co miał na plecach futerał z gitarą Orła, który z początku nie zawadzał mu, jednak teraz po paru godzinach jazdy uwierał go sprawiając mu ból. Jak by tego było mało Johnego bolały także nogi od długotrwałego trzymania ich w tej samej pozycji, ręce od trzymania się na motorze podczas brawurowej jazdy Willego oraz kość ogonowa od uwierającego z tyłu za pasem rewolweru.
Zaczęło padać. Deszcz z początku był słaby, tak więc Orzeł nie przejmował się nim i bez przeszkód jechał dalej. Jednak po paru minutach opady nasiliły się tak, iż rzęsiste krople deszczu spadały na okulary rozjaśniające Morisa znacznie utrudniając mu widoczność. Willy jednak walczył do ostatniej chwili nie zwalniając i mężnie brnąc do przodu przez deszcz. I wtedy to się stało. Podczas zakrętu motor wpadł w poślizg. Orzeł podskoczył na siedzeniu, lecz trzymając się kierownicy uniknął spadnięcia z powozu. Kruk jednak nie miał tyle szczęścia. Z wyczerpania i tak już ledwo trzymał się na motorze, tak więc wpadnięcie w poślizg spowodowało wymuszenie u jego mięśni większego wysiłku, którego się zupełnie nie spodziewały. Z początku puściła jedna ręka, John maksymalnie wytężył mięśnie drugiej, byle by tylko nie spaść. Willy czując, że jego towarzysz nie ma już sił starał się mu pomóc wyciągając rękę , lecz było już za późno. John spadł z motoru, po czym zniknął w rowie.
Orzeł momentalnie zahamował. Zszedł z motoru, zapomniał o nim. On się teraz nie liczył. W tym momencie najważniejszy był Kruk. Willy biegł w stronę rowu. Miał łzy w oczach

-Młody błagam żyj, żyj. Nie umieraj, nie zostawiaj mnie teraz, kiedy wreszcie nie jestem sam. Boże nie, nie teraz. Cholera NIE ODBIERAJ MU ŻYCIA WŁAŚNIE TERAZ

Dobiegł do rowu i zobaczył Kruka leżącego na brzuchu. Podbiegł do niego, chwycił w ramiona, obrócił i przytkał ucho do piersi. Serce nie biło.........
Rozpoczął reanimację klnąc się w myślach: "Cholera to wszystko prze ze mnie. Po co ja tak gnałem, no po co?. Boże to ja tu jestem winny, odbierz życie mi, ale jego pozostaw w spokoju". Kolejna seria reanimująca i następna i następna, żadna nie przynosi sukcesu. Willy już się poddawał. Płakał coraz mocniej. Łzy spływały na twarz Johnego. Krzyknął głośno, uderzył przyjaciela w w pierś i wstał. Próbował zatrzymać samochody, wołał o pomoc. Nikt nie przejął się jego prośbami, nikt nie stanął. "Przeklęte techno, to przez nie panuje ta cholerna znieczulica. I jeszcze ten jeb**y deszcz. Wszystko prze ze mnie, prze ze mnie" myślał Moris. Nagle wśród ryku nie zgaszonego silnika motoru oraz mijających go samochodów usłyszał kaszel. Serce waliło mu jeszcze bardziej, niż dotychczas, odwrócił głowę i zobaczył coś niezwykłego. Ręka Kruka zaczęła się ruszać, potem noga oraz głowa. Na oczach Morisa John zaczął się podnosić. Orzeł podbiegł pod swego towarzysza i przytrzymał go uniemożliwiając mu wykonanie owej czynności.

- Nie ruszaj się- powiedział- po takim upadku na pewno jesteś połamany
- Spokojnie. nic mnie nie boli. Nic mi nie jest- Smith robił wrażenie osoby zszokowanej, ale przytomnej na umyśle.
- Mówię nie ruszaj się. Poczekaj znam się na tym trochę, sprawdzę czy niczego nie złamałeś.

Orzeł dokładnie sprawdził kości kompana. Ku swemu zdziwieniu odkrył, że żadna z jego kości nie została złamana. Poczuł ulgę oraz dziwne uczucie. "Jak to jest możliwe, jakim cudem wyszedł z tego wszystkiego bez szwanku. Przecież spadł z motoru, który jechał z prędkością blisko 120 km/h, odbił się od asfaltu i wylądował w rowie. Jego serce nie biło i nie chciało ruszyć. Jak to możliwe?", po głowie Willego chodziły takie właśnie myśli. Ciszę przerwał właśnie Smith:

- Przepraszam Cię- odrzekł
- Ty??? Przepraszasz mnie??- zdziwił się Moris- To ja Cię przepraszam! To przez moją brawurę doszło do tego wypadku, to wszystko moja wina, na dodatek żaden z nas nie miał kasku na głowie przez moją cholerną pewność siebie, a Ty mnie przepraszasz?? Za co??
- Za gitarę- odpowiedział ze smutkiem John- Pewnie zostało z niej jedynie mnóstwo drzazg

Orzeł spojrzał w stronę futerału, podszedł pod niego, wziął do ręki i siadł obok Kruka.
Futerał gitary był w prawdzie sztywnym pudłem, ale po tym co się mu przytrafiło Willy nie spodziewał się ujrzeć w środku swego instrumentu w zdatnym do grania stanie. Najpierw jednak obrócił futerał wokół własnej osi. Na odwrotnej stronie znajdowała się dziura wielkości orzecha włoskiego. Teraz Willy był już niemalże pewny wyglądu tego, co znajdzie w futerale. Zamknął oczy po czym otworzył wieko futerału. Po uchyleniu oczu ujrzał przód swej gitary w nienaruszonym stanie. Zobaczywszy to szybko odwrócił ją na drugą stronę. Była ona porysowana na środku ale...cała. Oboje z Krukiem popatrzyli się na siebie, po czym zaczęli się śmiać.

- Człowieku, wiesz co właśnie miało miejsce- zaczął Willy
- Co- spytał z uśmiechem John
- Oboje przeżyliśmy wypadek, którego nie mieliśmy szans przeżyć. Na dodatek moja gitara, która powinna teraz nadawać się na rozpałkę jest tylko zarysowana. To jest podwójny cud

- Stwórca ocalił nas zapewne nie bez powodu Orle
- Taaaa masz rację
Moris spojrzał w niebo. Przestało padać, chmury zniknęły, teraz widać było na nim tylko gwiazdy

- Dobra, wstawaj- rzekł Willy- Wsiądziemy na motor i dojedziemy do najbliższego motelu. Czas odpocząć
- O.K. Moris??
-Tak
- Po tym co dzisiaj przeżyłem chcę Ci to powiedzieć już teraz
- Co takiego?
- Jak najszybciej chcę jeździć na własnym motorze

Orzeł popatrzył na Kruka, po czym zaczął się głośno śmiać.

- Masz rację. Trzeba nad tym pomyśleć. Nie chciałbym drugi raz przeżywać czegoś w podobnym stylu. Już dawno zapomniałem czasów, w których woziłem na motorze inną osobę prócz siebie. Po za tym domyślam się, że nie jest Ci tak za wygodnie. Jednak skołowanie takiego jednośladu nie jest prostą sprawą.
-To akurat wiem- odpowiedział Johny z uśmiechem
- Dobra pomyślimy o tym kiedy indziej. Póki co wsiadajmy na motor i do najbliższego motelu. Aha i trzymaj to- Moris rzucił do Smitha rewolwer- najwyraźniej Ci wypadł. Może teraz w to nie wierzysz, ale to cacko przyda Ci się w najbliższej przyszłości częściej, niż myślisz. Państwa ścigają takich, jak my. Ludzi, którzy nie uznają techno. Za jego pomocą potrafią oni kontrolować tych wszystkich baranów jak lalki czy samochodziki na zdalne sterowanie. Gdyby udało nam się przywrócić poprzedni porządek świata stracili by tą moc. Dlatego utworzono specjalną jednostkę do wyłapywania i wychwytywania nas. Nazywamy ich "Wybielaczami", ponieważ według państw jesteśmy brudami, których ta agencja zmywa z kart historii. Ponadto wysyłają za nami listy gończe oraz wypłacają nagrody za nasze schwytanie. Wielu jest takich, którzy za dodatkową kasę zdolni są Cię zabić bez mrugnięcia okiem. Tak więc nigdy nie rozstawaj się z tym rewolwerem, szczególnie, że póki co masz tylko jeden

Kruk chwycił rewolwer, po czym schował go tam, gdzie poprzednio. Razem z Willym siedli na motor i ruszyli w dalszą drogę.....
_________________
"Shinobi, który nie przestrzega zasad jest nazwany śmieciem"
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
Chainsaw 

Wiek: 114
Posty: 405
Otrzymał 10 punkt(ów)
Skąd: a Szczypior to wie
Wysłany: 2009-10-31, 10:31    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

mam prosbę nie piszcie przez jakiś czas nowych rzeczy mam pomysł na rozdział i zamierzam go napisac tylko potrzebuję trochę czasu(teraz mam troche roboty ale po poludniu siądę do pisania)
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
Blake 


Wiek: 31
Posty: 183
Otrzymał 4 punkt(ów)
Skąd: Tarnowskie Góry
Wysłany: 2009-10-31, 14:46    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Przyjąłem i się dostosuję ;) . Powodzenia w pisaniu :D
_________________
"Shinobi, który nie przestrzega zasad jest nazwany śmieciem"
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
Chainsaw 

Wiek: 114
Posty: 405
Otrzymał 10 punkt(ów)
Skąd: a Szczypior to wie
Wysłany: 2009-11-01, 13:44    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Bar motelu "Randy 's" był ciasnym lecz przyjemnym pomieszczeniem.
Z głośnika umieszczonego w kącie sączyły się powoli dźwięki starej płyty Tootsa Thielemansa.
Gdy Kruk i Orzeł wkroczyli do środka poczuli się jak w domu.
- Siadaj młody -na potwierdzenie tych słów orzeł rozsiadł się wygodnie na siedzisku przy stoliku
- Po takim przeżyciu porządny browar należy nam się jak psu buda
- Co racja to racja odparł nasz bohater
Willy podszedł do baru i po chwili wrócił z dwoma wielkimi kuflami wypełnionymi złotym napojem
- Co to jest? spytał Johnny -takiej muzyki jeszcze nie poznałem
- To jest jazz , gatunek równie piękny wywodzący się w prostej linii od bluesa
Jest on równie warty słuchania jednak dużo trudniejszy technicznie.
- A co to za instrument? Brzmi jak harmonijka ale tak jakoś...inaczej
- Widzisz Johnny , to jest harmonijka chromatyczna, w czasach zanim zaczął się reżim techno popu i hiphopu była dośc popularna występowały różne jej odmiany
teraz niestety bardzo trudno natrafic na ocalały z pogromu egzemplarz.
Harmonijka chromatyczna pozwalała na granie całej gamy chromatycznej w kilku oktawach aktywowanych za pomocą przycisku z boku sprawdzała się doskonale w
jazzie co właśnie słyszysz.
Twoja harmonijka pozwala na granie tylko w dwóch ewentualnie w czterech
tonacjach ale spokojnie , skombinujemy ci pozostałe tonacje moze jakis piecyk i mikrofon.
Mam kumpla w Chicago gdzie się wybieramy, zaopatrzymy cię we wszystko czego ci potrzeba.
Gdy tak sobie rozmawiali nie zauważyli z początku pewnej dziewczyny która weszła do baru
Była dosyc niska miała piękne długie czerwone włosy .jasną cerę i małe ciemne oczy.
W jej spojrzeniu było coś specyficznego , magnetycznego.
Ubrana była inaczej niż dziewczyny które Kruk miał okazję w swoim życiu poznac.
Spodnie w kratę, glany i torba z naszywkami zdradzały związanie s punkrockiem jednak treśc naszywek była różna, koło Nirvany uśmiechał się Jim Morrison u
dołu obok loga Metaliki mozna było dostrzec również Crem, Paula Butterfielda Johna Mayalla i Johnny'ego Wintera.
Innymi słowy należała do tego środowiska.
Usiadła przy stoliku obok i zaczęła rysowac coś w swoim szkicowniku.
Na jej widok nawet pomimo wypitego piwa Johnny'emu żołądek zawiązał się w supeł.
Poczuł , ze pot płynie mu po skroni.
- Hej młoody co jest? zainteresował się Willie
- Co to za dziewczyna?
- O widzę że ktoś tu wpadł po uszy. -Odpowiedział przyjaciel uśmiechając się -zaraz się dowiemy powiedział po czym wstał od stołu
- Hej możemy się przysiąśc? właśnie z kolegą mieliśmy wypadek i kurujemy się piwkiem
- No pewnie, siadajcie pogadamy sobie napijemy sie - ucieczyła się czerwonowłosa
- Co ty do cholery robisz? -spytał po cichu zdenerwowany Johnny
- Odwalam za ciebie połowę roboty -odparł przyjaciel po czym poszedł po piwo

- Więc dokąd jedziecie?
- Do Chicago, Willie ma tam kumpla który mi załatwi porządny sprzęt grający
- Ooo gracie na czymś?? Niestety w tych czasach to niezbyt popularne
- Tak ja na harmonijce a Willie na gitarze
- To może coś zagracie?? uśmiechnęła się
W tym momencie wrócił Orzeł
- Może pogramy trochę co?? Nasza koleżanka chyba z chęcią posłucha
- Pewnie!! polec po gitarę -ucieszył się Kruk
Gdy Willie poszedł po swój instrument Johnny nieśmiało zapytał
- Jak ci na imię?
- Jestem Danielle a ty?
- Ja jestem Johnny Smith a kolega to Big Willie Morris ale możesz nam mówi Kruk i Orzeł
- Miło was poznac
- Widzę że zajmujesz się rysowaniem
- Malarstwem też , uwielbiam surrealizm, jak to mówią "kiedy abstrakcja zaczyna nas zabijac, nalezy zajac się abstrakcją"
Johnny się roześmiał
- A czyj to portret teraz malujesz?? Johnny wskazał na podobiznę mężczyzny o długich czarnych włosach , kosym spojrzeniu i bluzie "Slipknot"
- To mój facet. Jest basistą w kapeli metalowej "Zagłada"
Johnny poczuł się jakby coś w nim się rozpadło, legło w gruzach ale jednocześnie wiedział że zrobi wiele żeby z nią byc.
Nie miał jednak wiele czasu na rozmyślania bowiem właśnie wrócił Moris z gitarą usiedli z instrumentami i popłynęła najwspanialsza kojąca złamane serca
muzyka.BLUES

[size=9][ [i][b]Dodano[/b]: 2009-11-01, 13:47[/i] ][/size]
coś się dziwnie przy wklejaniu podzieliło ale mam nadzieję że nie wpłynie to zabardzo na wygodę czytania
Ostatnio zmieniony przez Chainsaw 2009-11-01, 16:21, w całości zmieniany 1 raz  
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
Pulatom 


Wiek: 34
Posty: 781
Otrzymał 72 punkt(ów)
Skąd: Czerwona Woda
Wysłany: 2009-11-01, 16:12    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Chciałbym dopisać do tego kawałek, wobec tego powtórzę prośbę Chainsawa z kilku postów wyżej :D . Najdalej wieczorem albo jutro rano będzie.
_________________

Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
Blake 


Wiek: 31
Posty: 183
Otrzymał 4 punkt(ów)
Skąd: Tarnowskie Góry
Wysłany: 2009-11-01, 18:33    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Widzę, że za niedługo trzeba będzie zamówienia składać albo petycje na napisanie kolejnego postu :D
_________________
"Shinobi, który nie przestrzega zasad jest nazwany śmieciem"
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
Pulatom 


Wiek: 34
Posty: 781
Otrzymał 72 punkt(ów)
Skąd: Czerwona Woda
Wysłany: 2009-11-01, 20:17    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Ok, to dorzucam swoje pięć groszy, sory że się tak rozpisałem. Jedna uwaga, opis metali w tym tekście nie jest zgodny z prawdą ani z moim przekonaniem, jednak na potrzebę utworu tak ich przedstawiłem. Wszystkich słuchających i grających tę muzykę z góry przepraszam :pada: .

Grali bardzo długo, John nie wiedział ile dokładnie minęło czasu, jednak sądząc po ciemności za oknami musiało trwać to ładnych parę godzin. Mimo to publiczność nie okazywała znużenia. Na początku gra szła Krukowi opornie, starał się koncentrować na tym żeby nie popełnić żadnego błędu i wypaść najlepiej przed ludźmi w barze (a właściwie przed jednym konkretnym "ludziem" o czerwonych włosach), przez co całość wychodziła trochę sztucznie, ku niezadowoleniu Morrisa, który co jakiś czas wysyłał Johnnemu znaczące spojrzenia. Później jednak wszystko zaczęło się zmieniać. Czy to pod wpływem wypitej przed graniem sporej ilości złotego trunku, czy też pod wpływem jakiejś obcej siły, John poczuł, że zaczyna rozumieć grę towarzysza. Przedtem odbierał muzykę Williego tylko jako serię rytmicznych dźwięków, do których grał po prostu coś co pasuje, natomiast teraz zdał sobie sprawę, że ta gitara o czymś opowiada. Raz się śmieje, raz krzyczy, raz płacze. Zamiast jedynie uzupełniać i powtarzać jej dźwięki, zaczął próbować za pośrednictwem swojej harmonijki z nią rozmawiać, odpowiadać na jej głos. Przestał myśleć o technicznej stronie grania, pozwolił płynąć dźwiękom prosto z serca, bez wysiłku i popisu, a z uczuciem. Pochłonięty już teraz prawdziwą grą, całkowicie zapomniał o słuchaczach i słuchaczce.

Kiedy wreszcie skończyli grać, w barze rozległy się brawa. Usiedli z powrotem przy stoliku z Danielle, będącej pod wrażeniem ich grania.

- Wow, nigdy wcześniej nie słyszałam czegoś takiego na żywo, - rzekła - myślałam że nie ma już ludzi którzy grają bluesa. Skąd jesteście? - zapytała.

John już chciał opowiedzieć o tym co zostało Williemu i mu objawione, o ich wspólnej misji przywrócenia na świecie dobrej muzyki, ale zanim zdążył otworzyć usta, Morris jakby wyczuwając to zaczął szybko tłumaczyć za niego:

- Jesteśmy muzykami z Delty, jednymi z niewielu, którzy przeżyli niszczenie śladów po dawnej muzyce. Jak wcześniej mówiłem, jedziemy motocyklem do na północ, do Chicago, gdzie również ukrywa się jeden z naszych pobratymców. - odparł - A ty? Jesteś tutejsza? - Dodał szybko, żeby nie miała okazji zadać następnego pytania.

- Niee, w sumie też jestem w podróży. Razem z Jamesem wybieramy się do Los Angeles. - powiedziała - Tutaj zostajemy tylko do jutra rana.

- Tak jak my. - wtrącił milczący dotąd John - Tak w ogóle to trzeba by zamówić pokój, może zajmiesz się tym Willie? - zapytał Orła z wyrazem oczu mówiącym: "Daj mi z nią posiedzieć chwilę sam na sam".

- Spoko młody, też o tym myślałem - odparł po czym wstał i poszedł do pomieszczenia obok.

John siedział i gorączkowo myślał jakby tu zagadać. Nie chciał jej spłoszyć, a jednocześnie musiał jakoś zasygnalizować że nie jest mu obojętna.

- Co właściwie gra zespół Jamesa? - zdecydował się zacząć od łączącego ich obojga tematu - I kto to jest basista? - zapytał już z czystej ciekawości, gdyż w swojej społeczności techno nigdy nie słyszał o takim muzyku.

- No rocka i metal, ta muzyka pochodzi częściowo od bluesa, ale jest bardziej cięższa, dosadna, poza tym tam gra się głównie na gitarach elektrycznych. A w ogóle to o co ci chodzi z tym basistą, przecież... -

- Gitarach elektrycznych? - zapytał John już mocno zdumiony - Co to kurde jest?

Danielle zdumiały słowa Johna.

- Jak to możliwe że bluesman nie wie co to bas i gitara elektryczna? - spytała z podejrzeniem w głosie - Przecież chyba nie pochodzisz z tej prymitywnej wiochy gdzie grają jakiś elektroniczny syf?

Spojrzała na Kruka głęboko swoimi brązowymi oczami. Spłoszyło go to, uciekł jej wzrokowi i milczał, przeklinając w duchu Orła. "Dlaczego nie powiedziałeś jej jak było naprawdę? Czy to coś strasznego?" Milczał jeszcze parę sekund, które zdawały się długie jak nieskończoność, aż w końcu, nie chcąc zmieniać wersji Morrisa zaczął nieporadnie tłumaczyć:

- Bo widzisz, ja w zasadzie grałem tylko na harmonijce... to znaczy... też słuchałem innych nagrań, wiem co to gitara... ale że to elektryczna... nigdy takiego czegoś nie widziałem... no wiesz.

- Mhm - odrzekła krótko. Widać że nie za bardzo satysfakcjonowała ją ta odpowiedź.

John był całkowicie zbity z pantałyku, "rozmowa nie za bardzo mi wyszła", pomyślał. Siedział milcząc obok niej i z niecierpliwością oczekiwał na powrót Williego. "Czego go tak długo nie ma?".

Nagle z impetem otworzyły się drzwi. John szybko spojrzał w strone wejścia i zobaczył w nim Basistę, identycznego jak na rysunku leżącym przed nimi, który Danielle skończyła jeszcze zanim zaczęli grać. James w rzeczywistości był niższy i chudszy niż ten na rysunku, Danielle narysowała go tak że wydawał się być potężnym kolesiem (miała talent dziewczyna tak na marginesie), ale tak naprawdę w otoczeniu kilku klientów którzy jeszcze zostali w barze nie był jakimś gorylem. Natomiast to, co się zgadzało w stu procentach z rysunkiem, to jego spojrzenie. James przez chwilę wzrokiem szukał w sali Danielle.

- Cześć kochanie, już jestem, sorry że tak mi to długo zajęło ale... -

Tutaj jego spojrzenie przeszło na Johna, siedzącego tuż obok dziewczyny, którego przeszły w tym momencie ciarki. Ten facet, mimo że niewielki, wydawał się być niebezpieczny.

- A ty koleś co do mojej dziewczyny się dobierasz? Sp*dalaj stąd!

- Ej spokojnie, jestem przyjezdny i tylko sobie z nią rozmawiam. Słyszałem że jedziecie do Los...

- Gówno cię obchodzi dokąd jedziemy! Mało masz tutaj wolnych miejsc i ludzi z którymi możesz sobie gadać do woli?

John wstał i ostrożnie zbliżył się do Jamesa. Danielle milczała przestraszona, chyba też zaszokowana reakcją Jamesa na obecność "intruza". Wszystkie spojrzenia zwróciły się w ich stronę.

- Ależ człowieku, spokojnie, przecież nic ci z nią nie robię. - rzekł Kruk starając się patrzeć w oczy basiście. - To chyba nic nienormalnego że sobie z nią usiadłem i gadam.

James wydawał się nie podzielać tego zdania.

- Ona jest moja, rozumiesz? Nie pozwolę żeby każdy flejtuch sobie z nią siedział i się droczył! - Tutaj John zauważył, że rzeczywiście po wypadku miał poszarpane i pobrudzone ubanie i zmierzwione włosy, przez co mógł faktycznie wyglądać jak jakiś bezdomny albo pijak.

Bardzo nie podobała mu się jednak ta władcza postawa Jamesa wobec Danielle. Dziewczyna tylko siedziała i patrzała wystraszona na dwójkę zwaśnionych dżentelmenów. Widać było że bała się sprzeciwić Jamesowi, chociaż się z nim nie zgadzała.

- Słuchaj przyjacielu, ty chyba nie potrafisz rozróżnić flirtowania od normalnej rozmowy. A poza tym to, że to jest twoja dziewczyna, to nie znaczy że jest ona twoją wyłączną wła... -

W tym momencie wypowiedź Johna przerwała potężna pięść basisty, która z szybkością ładnych kilku m/s leciała w kierunku jego twarzy i osiągnęła cel. John zatoczył się i opadł na krzesło stojące nieopodal za nim. Skulił się w oczekiwaniu na dalsze ciosy, jednak po kilku sekundach napięcia odważył się podnieść wzrok. James stał w tym samym gdzie przed chwilą, patrząc na Kruka z pogradą. W sali rozległy się śmiechy. Basista splunął.

- Żebym cię tu więcej nie widział. - rzekł i poszedł w stronę schodów za Danielle, która przed chwilą opuściła swoje miejsce, zostawiając na biurku pustą szklankę i blok z rysunkiem. przechodząc obok stolika zabrał blok, nawet nie zwracając uwagi na swój pięknie wykonany portret. Johna to niezmiernie zdziwiło, gdyby jemu dziewczyna namalowała cos takiego, na pewno zachwyciłby się jej talentem, czy chociaż podziękował i powiedział jakiś komplement. Spojrzał jeszcze za Danielle znikającą już na górze i zauważył, że dziewczyna posyła mu przepraszające spojrzenie. Zobaczył jednak w jej oczach także małą iskierkę pogardy. W sumie nie zdziwiło go to. James był od niego o pół głowy niższy i chyba dałby sobie z nim radę gdyby się postarał. A tak stchórzył i nie dość że zrobił z siebie pajaca przed ludźmi (będą miel teraz o czym plotkować) to zarobił na niezbyt przychylną opinię Danielle. "Super wieczór, nie ma co" pomyślał z rozpaczą.

W tym momencie pojawił się w końcu Willie.

- W porządku, mamy pokój. Przepraszam że tak długo, ale ponieważ nie było dużo osób to trochę się zagadałem w recepcji o kawałkach jazzowych. - tu puścił oko do Johna, myśląc że ten nie będzie specjalnie zły za to opóźnienie. W tym momencie zauważył u kolegi podbite lewe oko. - Hej, a co ci się stało? - zapytał zdumiony.

- Eeee... uderzyłem się... - wokół dały się słyszeć stłumione chichoty.

- Jakim cudem? - zapytał Orzeł i chciał zacząć wypytywać Johna co się naprawdę stało, ale zrozumiał, że sytuacja nie jest zbyt komfortowa. - Dobrze, chodźmy spać, późno się już zrobiło.

John wstał i poszedł za Willie'm na górę, bojąc się czy gdzieś tam nie zastanie Jamesa.

Położyli się spać. Morris, być może ze zmęczenia, już nie chciał wyciągać z Johna informacji co się wydarzyło w barze. "Jak będzie chciał, to mi sam powie, pewnie i tak będzie się chciał pożalić" pomyślał.
John był również bardzo zmęczony, ale mimo to nie mógł zasnąć. Podbite oko bolało, bolała także duma (jak mógł nie oddać w mordę temu furiatowi, który traktuję tą wspaniałą dziewczynę jak swoją zabawkę?). Odgłosy w pokoju obok, zajmowanym przez parę jadącą do Los Angeles, wskazujące na bardzo bliskie stosunki między jego mieszkańcami, dodatkowo podwójnie dołowały Johna.

- Wszarz... - wymknęło mu się z ust. Już dłuższą chwilę obracał w myślach najgorsze epitety, które były bardzo często rzucane w jego otoczeniu kultury techno, jednak to słowo jakoś najbardziej przykleiło mu się do Jamesa. Nie wydawało się ono zbyt trafne, James wyglądał na bardzo zadbanego faceta, jednak jego długie, gęste włosy wywołały u Johna właśnie takie skojarzenie.

- Kto? - zapytał Orzeł. John dopiero teraz zdał sobie sprawę że wypowiedział to na głos.

- Ten cały James, facet Danielle. Strasznie agresywny gość, uderzył mnie za to że koło niej siedziałem i miałem czelność protestować jak mi powiedział żebym sp*dalał. O co mu chodzi?

Willie słuchał uważnie.

- No cóż, miałeś pecha że trafiłeś na wyjątkowo agresywnego metala. Oni tacy są. Grają ambitniejszą muzykę niż techno, ale bardziej dosadną i agresywną, taką jak oni sami. Ten na którego trafiłeś po prostu taki jest z powodu swojej kultury. Nie musi być to zły człowiek, nie mniej jednak uważaj, jak z nimi masz kontakt.

- Bardzo mnie irytuje sposób w jaki traktuje Danielle, mógłby okazać jej trochę szacunku, nie zdaje sobie sprawy z jaką cudowną osobą jest, mógłby to trochę docenić. A poza tym dlaczego nie pozwoliłeś mi powiedzieć jej prawdy? Powiedziałeś że jesteśmy bluesmanami a ona zaczęła mi nadawać o jakichś gitarach elektrycznych, basach, o których nie mam pojęcia i wyszedłem na idiotę.

- Chciałeś żeby nas wzięli za wariatów? Oni nie należą do technokultury, ale nie doznali takiego objawienia jak my. Poza tym trzeba być ostrożnym. Nie wiadomo kto i kiedy może nas wydać.

- Może i masz rację. W każdym razie faktem jest, że chyba się w niej zakochałem.

W tym momencie Willie zachichotał.

- Co jest do cholery takie śmieszne? - wybuchł John - to że jesteś... -

- Wiesz, że w twoim wieku byłem w niemal identycznej sytuacji? To były czasy kiedy władze rozpoczynały niszczenie wszystkiego związanego z dawną muzyką. Miała już chłopaka, jazzmana, który też nie pozwalał mi jej tknąć.

- I jak to się skończyło? - zapytał John.

Twarz Williego oświetlona poświatą księżyca, przed chwilą uśmiechnięta, nagle skrzywiła się jakby od bólu. John nie śmiał wypytywać Orła o przyczynę tej zmiany.

- Śpij już - rzekł Morris - sąsiedzi już się uciszyli, jutro mamy wiele kilometrów do pokonania.

Willie więcej się już nie odzywał. John w końcu zasnął, myślami cały czas krążąc wokół wydarzeń ostatnich kilku godzin.
_________________

Ostatnio zmieniony przez Pulatom 2009-11-01, 20:39, w całości zmieniany 2 razy  
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
#minigunmen 


Wiek: 36
Posty: 2769
Otrzymał 127 punkt(ów)
Skąd: Kat, Ośw, Krak
Wysłany: 2009-11-01, 20:29    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Willie jeszcze chwile patrzył przez okno, leżąc na łóżku. W środku nocy:
- John.
- Co jest? - obudził się.
- Ja zastrzeliłem człowieka.
John nie odpowiedział ani słowem, popatrzył na Morrisa jakby pytał o ciąg dalszy.
- Zastrzeliłem człowieka. Pytasz jak to się skończyło... Wiesz, dostałem
solidnie po mordzie od chłopaka, z którym ojciec pewnej dziewczyny..
wyswatał ją na siłę. Ale to bardziej zawiłe. To była Ellisabeth. Byliśmy
młodzi. Zakochałem się po uszy w tej dziewczynie. Starałem się jednak
utrzymać to w przyjaźni, bo wiedziałem, że póki jestem biedny.. bo biedna
była cała moja rodzina.. jej tata nie pozwoli mi się do niej zbliżyć. Jej
ojciec zawsze poniżał mnie i mieszał z błotem jak mnie widział i kazał mi
się od niej odczepić. Młody z początku był całkiem bierny, bo tatuś Elli
wystarczająco mnie gnoił. Któregoś dnia zdarzyła się taka sama sytuacja jak
ta, którą mi opowiedziałeś, ta z Danielle. Wyszli wtedy z knajpy w czasie
kiedy ja dochodziłem do siebie i zastanawiałem się czy nie powinienem
poszukać zębów gdzieś w koło siebie. Tej nocy zdarzył się wypadek. Gówniarz
odwoził ją do domu i starał się popisać przed nią, bo to, że mnie pobił mu
nie wystarczyło. Na którymś zakręcie stracił panowanie nad kierownicą i
wpadli w las, skosili kilka mniejszych drzew, uderzyli w większe. Samochód
się zapalił i spłonęli żywcem... Ojciec Elli chciał mnie zabić, bo uważał,
że to wszystko moja wina. Kiedyś przyjechał do mojego domu, pobił a potem
chciał zastrzelić ale resztkami sił odepchnąłem broń, wyrwałem mu ją i
zastrzeliłem go. Musiałem uciekać.
Kruk stwierdził, że jego sytuacja była banalna przy tym, co spotkało Orła.
Nadal nie odpowiedział ani słowem, czuł, że jego serce bije cholernie mocno.
Will zamknął oczy, chciał utrzymać łzę ale przebrała i pociekła mu po
twarzy. Położył się zasłaniając twarz i zasnął. John nie mógł spać jeszcze
przez kilka godzin, zasnął dopiero, kiedy zmęczenie nie pozwalało mu już
dłużej czuwać.
Śniły mu się dziwne rzeczy... krew na rękach, okropny deszcz, mrok...
_________________
Naprawiam harmonijki! Reguluję pod overbending!- kontakt - PW albo GG albo mail. Paweł Pilnik Pilecki.
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
Blake 


Wiek: 31
Posty: 183
Otrzymał 4 punkt(ów)
Skąd: Tarnowskie Góry
Wysłany: 2009-11-01, 21:28    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Oby dwa kawałki są wręcz zaje**s*e . Sorki za to słowo, ale inaczej nie da się tego opisać, jak mawia Agnieszka Chylińska :D
_________________
"Shinobi, który nie przestrzega zasad jest nazwany śmieciem"
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
#Maciekdraheim 


Wiek: 35
Posty: 3604
Otrzymał 296 punkt(ów)
Skąd: Ciechocinek
Wysłany: 2009-11-02, 21:53    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Rozdział V - Danielle

Nad ranem, Willie obudził się. Głowa go bolała, czuł się rozkojarzony. Diabelskie obrazy przewijające się w nocy przed oczami wcale nie pozwoliły mu nabrać sił przez noc. Była jakaś 6 rano, za oknem widać było wychodzące zza horyzontu promienie. Odwrócił się od okna i spojrzał na łóżko Johny'ego. Jednak nie dostrzegł na nim niczego oprócz zmiętolonej pościeli. Wtem do jego uszu dotarł dźwięk płaczu i jęku. Nie ludzkiego, jakby pochodzącego ze świata duchów. Znał ten dźwięk, to harmonijka Johny'ego. Big Willie wyszedł z pokoju i udał się na zewnątrz. Zobaczył kompana siedzącego przy wejściu do motelu, wpatrującego się w dal pustymi oczami, grającego co parę chwil bardzo rzewne dźwięki. Obok niego leżał szkicownik, ten sam, w którym dzień wcześniej Danielle narysowała Jamesa. Johny nie spał całą noc, wrócił do baru i zabrał blok. Potem siedząc wśród mroków nocy, będąc oświetlony mdłym światłem lampy naprzemiennie wpatrywał się w szkicownik i płakał przez harmonijkę. Łkał i jęczał tak, jak tylko mężczyzna zrozpaczony po utracie kobiety jest w stanie. Orzeł podszedł bliżej i położył swą strudzoną dłoń na ramieniu Kruka. "Kobieta..." powiedział. "Niestety, życie daje w kość... Po to człowiek wymyślił muzykę, żeby łatwiej mógł sobie radzić z bólem, jaki ten padół serwuje. Ale nie martw się, nie wszystko stracone". Willie spojrzał na szkicownik i dodał: "Szykuj się, za parę godzin wyjeżdżamy. No i pamiętaj, nie ważne jak źle się sytuacja przedstawia, jeżeli ruszysz tyłek, to możesz coś zdziałać". Moris wstał i odszedł. Wtedy John wiedział już co ma robić. Wziął szkicownik Danielle i ruszył w kierunku swojego pokoju. Nie wszedł jednak do niego. Zatrzymał się na korytarzu i schował za wystającą ścianą. Miał przeczucie, że zaraz coś się wydarzy. Nie mylił się. Zza drzwi dziewczyny zdawały się słyszeć męskie krzyki, kobiecy płacz, hałasy rzucanych sprzętów... W pokoju Danielle panowała nie kłótnia, lecz wojna... Po chwili wyszedł stamtąd wyraźnie zły James, który energicznie zatrzasnął drzwi za sobą. Gdy ten zniknął z pola widzenia, Kruk podbiegł do drzwi, delikatnie zapukał i zaszeptał: "Danielle, to ja Johny, mogę?". Nie usłyszał odpowiedzi, tylko żałosny szloch. Nie zważając na to delikatnie uchylił drzwi i wsunął się w połowie do środka. Dziewczyna ze łzami w oczach krzyknęła: "Wynoś się!". Na to John: "Danielle, spokojnie, to ja John, spokojnie, będzie dobrze" i wyciągnął w jej stronę rękę, a w niej blok, pełen twórczości Ognistowłosej. Ta podniosła wzrok i spojrzała na Bluesmana zapłakanymi oczami. Jej makijaż całkowicie się rozmył, twarz żarzyła się wypiekami, włosy były roztrzepane bez jakiegokolwiek ładu, jednak jej obraz pełen cierpienia zaczął się zmieniać. Usta zmieniły wyraz, oczy zapałały nowym spojrzeniem. "To, to, moje rysunki... Czemu mi to przynosisz?". "Bo są piękne, potrafisz oddać osobowość w tych paru kreskach... Obejrzałem wszystkie, są naprawdę piękne", John podał blok dziewczynie. "Dziękuję... dziękuję", powiedziała Danielle i po chwili wahania rzuciła się Johny'emu na szyję. Płacząc mu w ramie powtarzała jedno słowo. On prosił ją by się uspokoiła i powiedziała, co zaszło. Pokłócili się z chłopakiem, sama nie wiedziała o co. Mówiła, że James jest despotą, to agresywny typ, który zawsze musi postawić na swoim. Początkowo jej to imponowało, był to facet, który miał poważanie. Lecz później sielanka się skończyła, bo on był coraz bardziej zaborczy. Decydował o całym życiu Danielle, zniewolił ją. "Ja już nie mogę, nie mogę. Tak jest cały czas... Ja go nie kocham." Kruk poczuł się nieswojo, dziewczyna tuliła go mocno, płakała na jego ramię i mówiła o swoim bólu. Zaufała mu, ale on miał złe przeczucia, bał się zaangażować. Rzucił szybko: "Wybacz Danielle, ale muszę już iść. Niedługo zbieramy się z Williem, musimy szykować się do drogi...". Na to Ona: "Zabierzcie mnie! Zabierzcie, ja już nie mogę z nim żyć!". Jednak John wyszedł z pokoju bez słowa, cierpiał, lecz na jego twarzy nie drgnął żaden mięsień. Danielle pobiegła za nim i rzuciła mu się na szyję: "Proszę, jeżeli nie ucieknę, to on kiedyś przeholuje, zabije mnie...". Kruk nie miał wyboru. "Szybko, chodźmy do Williego, musimy zdążyć zanim James wróci". Jednak Williego nie było w pokoju, wybiegli więc na zewnątrz. Zobaczyli Orła czyszczącego motor, jednak nie jego. Była to inna maszyna, dość wysłużona, choć również piękna. Moris zawołał: "Mówiłem, że potrzebujesz własnych kółek. Znajomy nieopodal miał u mnie dług... No i masz motor!". Młody z niedowierzaniem patrzył na błyszczący chrom, wyjąkał, że maszyna jest naprawdę piękna, lecz chwilę potem już z trzeźwym umysłem zwrócił się do kompana: "Musimy już jechać, Ona jedzie z nami" i skinął głową na dziewczynę. Orzeł "Chyba rozumiem... Okej, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Łap graty i szybko uciekamy. Znam jedno miejsce za miastem, tam powinno być bezpiecznie." Po kilku minutach opuszczali motel, już nie we dwóch, a we troje...
_________________
Blues is nothing but a good man feeling bad, thinking about the woman he once was with.
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
Lady_Stardust 

Wiek: 33
Posty: 131
Otrzymał 21 punkt(ów)
Skąd: Kraków
Wysłany: 2009-11-03, 03:39    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Rozdział VI Na wschód
-Orzeł! -czupryna szarych jak popiół włosów wychyliła się z impetem zza kierownicy. Para świecących oczu omiotła błyskawicznie towarzyszów zatrzymując się dłużej na kobiecie. Orzeł cofnął się instynktownie.
-Szczur. - rzekł, odgarniając kosmyk opadający mu na czoło. - Myślałem, że nie żyjesz.
Chuda, dwudziesto-paroletnia postać wygramoliła się ze starego samochodu. Kolorowa koszulka sięgająca prawie do kolan, jeansy rozszerzane u nogawek, trampki z odpadającymi podeszwami i mnóstwo ozdób -koralików, bransoletek i rzemyków. John patrzył oczarowany barwną postacią.
-Żyję. I dziękuj za to Bogu. Pół kraju za tobą przejechałem... Szukają cię, Orzeł. Ciebie i tego młodego - spojrzał na Kruka. - Nieźle narozrabialiście. Nie możemy tego zatuszować. Próbowaliśmy ale... nie możemy.
-Szczur! - Willy podniósł głos - Szczur... - powtórzył łagodniej. - Przede wszystkim cieszę się że widzę cię całego i zdrowego. Wtedy... nie wyglądałeś najlepiej...
Szczur uśmiechnął się lekko.
-Orzeł, na wspominki przyjdzie czas. Tankuj do pełna i jedziemy na wschód.
-Cierpliwości, muszę dokręcić parę śrubek w maszynie. Tymczasem mów o co chodzi.
-Wolałbym nie mówić o tym w obecności waszej koleżanki... -Szczur popatrzył przepraszająco na Danielle.
-Nie ma sprawy - Danielle odwróciła się na pięcie i zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę sklepu, będącego wątpliwym udogodnieniem dla klientów stacji benzynowej.
Najmniejsza i najbardziej zapyziała stacja w tej części kraju. Czas tutaj stanął w miejscu. Nic dziwnego, w końcu znajduje się daleko poza wszystkimi istniejącymi węzłami komunikacyjnymi, prowadzi z nikąd do nikąd. Rdza i kurz. I straszna, przerażająca cisza. No i sklep.
"Beznadziejna, cholernie beznadziejna sytuacja" myślała Danielle.
-W czym mogę pani pomóc?
"Jestem w czarnej dupie. Proszę mnie zastrzelić"
-Poproszę Lucky Strike'y.
-Nie ma.
-To Malboro.
-Jakie?
-Mocne.
-Nie ma.
Danielle zerknęła przez brudną szybę. Młody hippis tłumaczył coś zawzięcie, Orzeł słuchał ze średnim zainteresowaniem a Kruk starał się ukryć przerażenie. Nie wychodziło mu.
-Chesterfield'y może pani chce?
Danielle wzdrygnęła się.
-Mogą być.
Monety wylądowały na stole. Dziewczyna oparła się o ladę, zapaliła jednego.
-Brakuje 50 centów -nieśmiały głos sprzedawcy nie zainteresował Danielle.
Była myślami gdzieś indziej - w hotelu gdzie a pośpiechu zostawiła swoją broń. Zostawiła tam wszystko. Wszystkie dowody, niezatarte, wyłożone na talerzu, gotowe do podania. Kilka starych kaset. Dziennik.
"Niedobrze, niedobrze..."

-Kruk, to jest Szczur. Kiedyś działaliśmy razem w tajnym stowarzyszeniu pomagającym ludziom naszego pokroju przetrwać na tym świecie. Większość melin i miejscówek, w których nie trzeba spać z otwartymi oczami i drżeć o własny tyłek to zasługa stowarzyszenia.
Szczur machnął ręką z niecierpliwością, przerywając Morrisowi:
-Orzeł, milcz. Słuchaj...
-Daruj sobie Szczur. Wiem co chcesz powiedzieć.
Szczur uniósł brew do góry:
-Domyślałem się że wiesz. Masz plan?
-Gówno mam.
-Cały ty. -lekki uśmiech. Uśmiech ulgi.
Kruk, który cały czas usiłował wyciągnąć jakiś sens ze słów kompanów nie wytrzymał:
-Czy ktoś mi raczy do cholery uprzejmie wyjaśnić o co chodzi?
-Mały -Szczur spoważniał- Wybielacze wiedzą, że jesteście Wybrańcami.
Tysiące myśli zaatakowało umysł Johna. " Cholera... kiedy, jak... źle... hotel... źle, szlag... metal... gitara, harmonijka... uciekać! dokąd? Orzeł! Szczur..." Utkwił wzrok w prostej drodze wiodącej za horyzont.
Zachodziło słońce. Czerwone, krwiste, gotowe do walki. Nie oślepiało. Pozwalało na siebie patrzeć zwykłym ludziom, śmiertelnikom, kruchym, nieświadomym, słabym. Pozwalało się opasać czerwonym chmurom zakrywającym pomarańczowe niebo. Wielkie, majestatyczne, wojownicze. Zachodziło. Dzień ustępował nocy.
-Nie ma czasu. -Szczur otworzył drzwiczki samochodu.- Przywracamy stowarzyszenie. Nasi są skorumpowani, wyśpiewują nazwiska bez mrugnięcia okiem za kasę, psie syny. Haracze, które płaciliśmy techniakom za milczenie już nie działają. Wybielacze znaleźli lepsze sposoby wynagradzania za lojalność. Pieprzy się Orzeł, pieprzy się na całej linii. Sam dobrze o tym wiesz. Dlatego nie przyjmuję odmowy. -zastygnął w oczekiwaniu.
Oczy Orła zmieniły się. Wstąpiła w nie dzikość. Błyszczały, odbijając promienie czerwonego słońca. Kruk patrzył na niego. Nie podziwiał go. Był nim. Byli jednością.
-Na wschód -rzeki jednocześnie.
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
Blake 


Wiek: 31
Posty: 183
Otrzymał 4 punkt(ów)
Skąd: Tarnowskie Góry
Wysłany: 2009-11-03, 11:29    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

ROZDZIAŁ VII Ucieczka
Danielle ciągle siedziała w sklepie paląc papierosa. Spojrzała na zegarek- było po 19:00. Wyjrzała przez okno spoglądając na trzech mężczyzn przy dwóch motorach i samochodzie, którzy nerwowo obradowali na nie znane jej sprawy. Znalazła się w trudnej sytuacji. Jej towarzyszy z pewnością ktoś ściga, skoro muszą uciekać, a i ona jest pewna, że James nie odpuści jej tej ucieczki i będzie ją szukał. Wypaliła papierosa, gdy nagle usłyszała znajomy jej warkot. Serce zabiło jej mocniej. "Jedzie tu i na pewno nie jest sam. Muszę uprzedzić resztę, musimy stąd uciekać! I to jak najprędzej". Czerwonowłosa szybko wybiegła ze sklepu krzycząc do reszty załogi:

-Szybko musimy uciekać!!!! Słyszycie warkoty silników?? To James, to na pewno on i jego kumple. Szybko uciekajmy, on Wam nie odpuści, mnie zresztą też nie!! Jak nas złapie będzie po nas!!
- James?? Jaki do cholery James??- Zdziwił się Szczur, po czym popatrzył na Orła i z uśmieszkiem rzekł:
- Oświecisz mnie może w coś ty się jeszcze wpakował???
- To nie on się wpakował, tylko ja nas wpakowałem- szybko odpowiedział Kruk- Ta dziewczyna, która jedzie z nami, Danielle. On uważał ją za swoją własność.
- to nie Twoja wina!!- zaprotestowała czerwonowłosa- sama chciałam z wami jechać
- Dobra spokój!- Krzyknął stanowczo Willy.- To nie czas na to, żeby się zastanawiać nad czyjąś winą, czy jej brakiem. Zgadzam się z pierwszymi słowami Danielle- trzeba wiać, Nie potrzebujemy teraz bójki z metalami. Do wozów i w nogi.

Gdy Orzeł kończył te słowa zza horyzontu wyłoniło się 7 motorów. Na pierwszym z nich siedział James, resztę obsadzali napakowani mężczyźni w sile wieku odziani w skórzane kurtki z ćwiekami. Tak, jak John i Willy, żaden z nich nie jeździł w kasku. James zauważył Kruka i Danielle, Orła i Szczura nie znał, lecz to nie przeszkodziło mu w stwierdzeniu:

-Zabić mi ich!!!! Wszystkich!!!!! I TĘ SUKĘ TEŻ!!! Albo nie zostawcie mi ją, sam ją zabiję. Będzie żałowała tego, że odważyła się mi zwiać!!!

Daniele słysząc te słowa rozpłakała się, Kruk stał w miejscu jak otępiały. Zimną krew zachowali tylko Orzeł i Szczur.

- Harry bierz tą laskę do siebie do samochodu. niebezpiecznie by było, gdyby na drugą osobę siadła do jakiegokolwiek z nas na motor!- krzyczał Willy
- Się robi- zaśmiał się Szczur
- A ty z czego się rżysz??- Spytał Orzeł
- Nareszcie jest tak, jak za starych, dobrych czasów. Pamiętasz to chyba jeszcze??

W tym momencie i Moris się zaśmiał:

- Jasne, że pamiętam. Ale powspominamy to wszystko później. Młody, cholera nie stój tak, chyba, że chcesz mieć łom czy inne badziewie w plecach!!! Siadaj na motor. Coś mi mówi, że dzisiaj się dowiemy całej prawdy o Twoich wrodzonych umiejętnościach jazdy, oraz o tym ile to cacko daje na prostej.

Orzeł wskoczył z gracją na swojego Harleya. Kruk idąc w ślady kompana siadł na swój motor, zapalili silniki. Szczur wpakował Danielle do swojego samochodu, zatrzasnął drzwi i wszyscy ruszyli najprędzej, jak tylko mogli. Całą kolumnę prowadził Orzeł, najbardziej wprawiony kierowca ze wszystkich, tuż za nim jechał z leksza niepewnie Kruk. Na końcu trzymał się Harry- jednak jego samochód był wolniejszy od motorów. James ze swą brygadą był jakieś 100 metrów od nich, lecz szybko się zbliżał. Jego kompani już machali w powietrzu łańcuchami i kijami baseballowymi. John nie patrzył się za siebie. Wolał tego nie robić. trzymał mocno kierownicę i starał się trzymać blisko Willego. Tym czasem w samochodzie najbardziej wyluzowany z całej paczki Szczur próbował pogadać z Danielle:

- Noo niezła z Ciebie laska. Nic dziwnego, że ten typek tak za Tobą goni.
- On nie goni za mną, ponieważ chce mnie odzyskać. On chce mnie zabić baranie!!- krzyczała przestraszona Danielle. W jej myślach trwała teraz bitwa. Zawsze uważała siebie za odważną i dzielną dziewczynę, która bez problemu poradzi sobie z każdą napotkaną przeszkodą życiową. Teraz jednak jest wystraszona i bliska płaczu, jak by była jakąś damulką na obcasach. "Czy naprawdę jestem taką odważną dziewczyną, za jaką się uważam? Chyba okłamywałam sama siebie. Ten koleś obok mnie wie, że jeżeli zostanie złapany grozi mu śmierć, jednak zamiast zamartwiać się on się najnormalniej w świecie śmieje. Kpi sobie z niebezpieczeństwa, ze śmierci. A ja?? Ja siedzę skulona i przestraszona. Bezradna słaba istotka- oto kim jestem.". Szczur wyczuł, o czym może teraz myśleć Danielle i postanowił ją pocieszyć:

- Wiem co sobie teraz myślisz

Czerwonowłosa spojrzała na niego:

- Co ty możesz wiedzieć?-spytała
- Więcej, niż myślisz. Pewnie mówisz sobie w myślach: "Jaka ja jestem bezradna" , czy "Jestem do niczego" .

Danielle jeszcze raz spojrzała na niego nie kryjąc zdziwienia:

-Skąd ty.......- nie skończyła. Harry jej przerwał
- To są myśli każdego nowego, który po raz pierwszy patrzy śmierci, czy też wielkiemu niebezpieczeństwu w oczy. Ja i Orzeł też tak mieliśmy. Na naszej pierwszej poważnej misji zamiast pomagać przeszkadzaliśmy tylko innym. Zamiast ratować innych byliśmy ratowani przez własną drużynę. Mieliśmy wtedy takie same myśli, jak ty i zapewne jak Kruk teraz.

Danielle słysząc to spojrzała na Johnego, który pędził na motorze 10 metrów od nich.

- Przecież on nie jest taki zdenerwowany- powiedziała przecząco.- Widzisz jak pędzi na tym motorze. On nie jest taki, jak ja. On w tej chwili działa!
Szczur zaśmiał się, po czym powiedział:
- Masz rację, ale tylko co do tego, że świetnie sobie radzi na motorze, jak na początkującego. Jednak założę się, że tak samo jak my tu teraz tak i oni tam się mają. Orzeł pewnie jedzie z uśmiechem na twarzy, a Kruk przestraszony trzyma kierownicę, myśląc dokładnie to samo, co ty, że jest do niczego, a Ty wspaniale sobie radzisz.

Danielle przez chwilę uśmiechnęła się.

Harry miał rację, co do sytuacji Willego i Johna. Kruk zdołał opanować trochę nerwy i podjechał pod Orła, który jechał z zadowoleniem na twarzy.

-Z czego się tak cieszysz??- Spytał z lekkim zdenerwowaniem
- A czemu mam się nie cieszyć? Spójrz jaki piękny zachód słońca. Wręcz wymarzony na ucieczkę przed bandą świrów :D
- Bardzo to śmieszne- odrzekł Smith- Czy będzie tak samo śmieszne, jak oni nas dogonią, wybiją Ci zęby a potem wpakują trzy kulki w brzuch??
Orzeł zaśmiał się :
- Widać, że to Twoja pierwsza akcja. Nie przejmuj się, ja też tak miałem wraz z Szczurem na naszym pierwszym zadaniu. Mieliśmy odbić paru naszych z rąk Wybielaczy, którzy chcieli z nich wycisnąć informacje. W końcu wyszło tak, że nasza grupa, oprócz odbijania jeńców musiał ratować i tyłki nam. Na całe szczęście wszyscy przeżyli. W tym dniu i ja i Harry sądziliśmy, tak jak zapewne Ty i założę się, że i Danielle, że jesteśmy do kitu i że żadni z nas mężczyźni. Uwierz mi, za parę lat to ty będziesz z uśmiechem na twarzy tłumaczył jakiemuś młokosowi, że Ty też się kiedyś tak czułeś i opowiesz mu tą historię, która teraz ma miejsce :D
- Mam nadzieję, że nie owijasz w bawełnę- powiedział John. Humor mu się nieco poprawił
- Spokojnie nie owijam. I powiem Ci więcej. Powiększamy swój dystans od nich, uciekamy im, więc póki co nie ma się czego.......

Orzeł nie dokończył. Przerwał mu dźwięk pistoletu. Spojrzał szybko do tylu. James i jego kumple strzelali po samochodzie szczura.....



Nom mam nadzieję, że się podoba ;) . Akcja pościgu teraz jest wolna, bo ma się rozkręcić właśnie teraz :D Nie mam już czasu na dokończenie, bo muszę do szkoły, ale po tym co wszyscy tu prezentują sądzę, że ktoś pięknie kończy ten rozdział :D A jak nikt nie zdąży zanim będę miał czas to może sam to zrobię ;)
_________________
"Shinobi, który nie przestrzega zasad jest nazwany śmieciem"
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
Pulatom 


Wiek: 34
Posty: 781
Otrzymał 72 punkt(ów)
Skąd: Czerwona Woda
Wysłany: 2009-11-03, 13:20    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Sytuacja była bardzo niebezpieczna. James i dwóch jego towarzyszy mieli broń, którą chcieli przede wszystkim zatrzymać samochód z Danielle. Nie było chwili do stracenia. Basista zbliżył się z prawej strony do samochodu i mierzył w przednie koło. Oddał strzał, ale nie trafił. W tym momencie John przypomniał sobie o rewolwerze, który miał za pasem. Nigdy w życiu nie strzelał, tym bardziej jadąc motocyklem. Jednak jakaś wewnętrzna siła rozkazała mu za wszelką cenę bronić samochodu. Drżącą dłonią wydobył rewolwer i nawet nie patrząc za bardzo wystrzelił cztery kule za siebie. Myślał że urwie mu rękę, nie spodziewał się tak silnego odrzutu. Żaden z pocisków nie trafił nikogo ze ścigających, jednak strzały Johna wystarczyły żeby odwrócić ich uwagę od samochodu. James dopiero teraz zauważył że ten łachmyta, któremu wczoraj spuścił wp*dol i jego towarzysz są uzbrojeni. Atak skoncentrował się teraz na dwóch motocyklistach jadących przed samochodem. "Jauć, nie jest dobrze" pomyślał John kiedy jedna z kul wystrzelonych przez ścigających musnęła go w ramię i rozbiła prawe lusterko. W tym momencie Willie wrzasnął na młodego.

- Do cholery, zjedź mi z drogi gówniarzu, pokażę ci jak to się robi! - Po czym zajął pozycję po Kruku.

Goniący już szykowali się do ponownego ostrzału samochodu z Danielle i Szczurem, jednak Morris udaremnił im to. Wyciągnął zza pasa swojego S&W, jednak jakże inaczej ułożył się do strzału niż John. Widać było że nie raz i nie dwa tak robił. Wymierzył do Jamesa i nim ten zdążył to zauważyć, już huknął strzał. Mimo, że basista co chwilę robił delikatne skręty w lewo i prawo aby uniknąć ognia, kula Orła dosięgnęła klatki piersiowej Jamesa. Metal wywrócił się, skazując na to również swoich trzech towarzyszy, w tym dwóch uzbrojonych, którzy jechali tuż za nim.
Ci, którzy pozostali, gonili ich jeszcze przez kilkanaście minut, ponieważ jednak nie mogli nic zrobić nie mając broni palnej, zawrócili z powrotem w stronę miasta. Kiedy już znikli za horyzontem, Orzeł dał znak żeby zwolnić.

- Jak ty w ogóle strzelasz!? - zapytał z wyrzutem Johna jadąc znowu obok niego. - Jesteś jakimś nie wiadomo kim, że chcesz ich trafić nawet nie celując? Pomyśl co robisz!

- Ależ Will, on chciał ich zabić, musiałem jakoś interweniować. Poza tym nigdy wcześniej nie strzelałem, jak mam to umieć?

- Wiedziałem o tym, dlatego chciałem go sprzątnąć, ale zajechałeś mi drogę z tą swoją beznadziejną kanonadą. Nie chciałem wjeżdżać za ciebie, bo byś mi jeszcze łeb odstrzelił z tego gnata na oślep.

- W porządku, przepraszam. - rzekł John, wcale niepocieszony. Myślał że znajdzie chociaż trochę aprobaty u Orła. Bądź co bądź chciał dobrze, zależało mu przecież na bezpieczeństwie towarzyszy, zwłaszcza Danielle. Tak właściwie to ciekawe, co ona o tym powie.

- Ale przynajmniej mamy ich z głowy, - dodał po chwili - to już tyle dobrego.

- Nie bądź taki pewien, - odparł Morris - oni są mściwi. Nie poprzestaną na tym. Będą chcieli pomścić śmierć Jamesa i reszty. Teraz bedziemy ich długo mieć na głowie, trzeba zachować ostrożność. Dam głowę, że pojechali do miasta żeby dowiedzieć się dokąd zmierzamy, a potem szukać posiłków.

- To czemu nie rąbnąłeś tych trzech co zostali? Byłoby po problemie.

- To by wiele nie dało. Inni widząc, że tamci nie wracają, pojechaliby za nimi. Znaleźliby ich ciała i motory, po czym i tak ruszyliby za nami. Nie wiem czy tak bardzo dużo czasu straciliśmy nie wykańczając ich. Robi się już ciemno, ale nie możemy teraz się zatrzymywać na noc. Rano musimy dotrzeć do Chicago, do kryjówki naszego przyjaciela. Tam powinniśmy być na razie bezpieczni.

Zapalili reflektory i jechali już w milczeniu, mając za sobą zachodzące słońce.
_________________

Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
Chainsaw 

Wiek: 114
Posty: 405
Otrzymał 10 punkt(ów)
Skąd: a Szczypior to wie
Wysłany: 2009-11-03, 13:42    Odp: Świat widziany przez okulary koloru blue...

Śmiem zaklepac :D następny rozdział :D
Dodaj punkt autorowi tego posta
 
 
 
  
Odpowiedz do tematu