Pancho
Wiek: 40 Posty: 101 Otrzymał 12 punkt(ów) Skąd: Tychy / Belvedere
|
Wysłany: 2014-02-12, 08:25 Odp: Artykuł z Polityki o harmonijce
|
|
|
PRZY OGNISKU I W KOSMOSIE
To instrument niesłusznie lekceważony. Na harmonijce ustnej grają miliony amatorów, ma też swoje festiwale, jak odbywający się w tych dniach toruński Harmonica Bridge.
Mirosław Pęczak
Na harmonijce grywał Abraham Lincoln, cesarz Franciszek Józef, a nawet papież Pius XI. Profesjonalnym harmonijkarzem jest aktor Bruce Willis, który nagrał dwie płyty - o jego udział we wspólnym graniu zabiegali najwięksi estradowcy z Rolling Stonesami na czele. W 1965 r. harmonijkę przemycił na pokład Gemini 6 astronauta Walter Shirra, dzięki czemu był to pierwszy instrument w przestrzeni kosmicznej. A Kim Field, autor książki „Harmonicas, Harps and Heavy Breathers”, pisze, że ten niepozorny przyrząd do wydawania dźwięków łączy stare tradycje Wschodu i Zachodu - jego historyczne prototypy powstawały przed wiekami równolegle w Chinach i dorzeczu Amazonki. W kształcie, w jakim ją dziś znamy, harmonijka zawędrowała do Stanów Zjednoczonych Ameryki około 1830 r, i od tamtego czasu stawała się coraz bardziej popularnym instrumentem ludowym, który towarzyszył między innymi narodzinom bluesa. Stamtąd, już w XX stuleciu, trafiła do gatunków z bluesem spokrewnionym, jak rock i jazz.
Egalitarny i uniwersalny charakter harmonijki - zwanej u nas potocznie organkami - nie ulega wątpliwości. Kiedyś był to najbardziej rozpowszechniony zabawkowy instrument. W PRL jego produkcją zajmowała się Częstochowska Fabryka Artykułów Muzycznych, która była de facto przykrywką dla zakładu zbrojeniowego, i wytwarzane tam „organki” rozstrajały się błyskawicznie, dlatego kupowano ten towar nie po to, by na nim grać, ale żeby dzieci mogły sobie pohałasować.
Z harmonijką było i jest trochę jak z gitarą. Dość łatwo można się nauczyć prostych melodii, a potem przygrywać przy ognisku czy w podobnych sytuacjach towarzyskich. W dawniejszych czasach, kiedy rock nazywaną muzyką młodzieżową, każdy początkujący gitarzysta musiał umieć grać „Dom wschodzącego słońca” w wersji Animalsów i znać akordy do „Hey Joe” Hendrixa. Natomiast początkujący harmonijkarz popisywał się zwykle frazami archaiczny standardów, jak „When The Saints Go Marchin'In” czy „Swanee River”. Ale chyba najbardziej rozpowszechnione było odtwarzanie na organkach folkowego „Blowin In The Wind” Boba Dylana. Kiedy na wakacyjnym pikniku gitarzysta spotykał harmonijkarza i obaj wykazywali minimum talentu, nie mogło obejść się bez bluesa, zazwyczaj improwizowanego.
Harmonijka kojarzy się z bluesem spontanicznie, między innymi takim legendom tej muzyki, jak Junior Wells (harmonijkarz Muddy'ego Watersa) czy Sonny Terry, który razem z Browniem McGhee współtworzył najsłynniejszy w dziejach bluesowy duet harmonijkowo-gitarowy. Nawiasem mówiąc, popularny standard „Midnight Special” (obecny w repertuarach niezliczonych kapel folkowych i rockowych) uchodzi za „kanoniczny” właśnie w wykonaniu Terryego i Mcghee.
Z rodzimych doświadczeń trudno pominąć obsługiwaną przez Tadeusza Trzcińskiego harmonijkę w piosenkach z płyt „Blues” i „Karate” zespołu Breakout. Choć specjaliści nie wystawiają Trzcińskiemu najwyższych ocen, brzmienie jego harmonijki w takich piosenkach, jak „Co się stało kwiatom” czy „Jest gdzieś taki dom” jest dla polskiego bluesa czymś tak oczywistym, jak Pałac Kultury dla krajobrazu Warszawy.
A jednak w polskiej muzyce popularnej harmonijka ustna nie była wtedy bynajmniej czymś, co zasługiwało na jakąś specjalną uwagę. Po części mogła tu mniej lub bardziej ciążyć tradycja tak zwanego muzykowania domowego, które w Polsce, inaczej niż na przykład w Niemczech, nie wymagało umiejętności i z reguły wiązało się z alkoholowym biesiadowaniem.
Znakomity reżyser dokumentalista Wojciech Wiszniewski w filmie o górniczym przodowniku pracy z 1974 r. „Człowiek, który wykonał 552 proc. normy” zawarł scenę, w której śmieszny staruszek pitoli na organkach, a rodzinka siedząca wokół stołu z jadłem i napitkami podśpiewuje „Wszystkie rybki śpią w jeziorze, a ty stary nie kręć gitary”. I tak to się muzykowało z użyciem organków czy - w bardziej wyrafinowanej wersji - akordeonu. Natomiast rodzimi fani harmonijki spośród publiki rockowej, bluesowej czy folkowej bardzo rzadko mieli okazję podziwiać organkowych wirtuozów. Prawdopodobnie ci, którzy lubili na tym instrumencie grać, nie zawsze umieli, a ci, którzy umieli, nie zawsze chcieli.
Znamienne jest w tym kontekście wspomnienie Sławka Wierzcholskiego, skądinąd najsłynniejszego dziś chyba polskiego harmonijkarza, z koncertu SBB z lat 70. (przytaczam za książką Jana Skaradzińskiego i Mariusza Szalbierza „Chory na bluesa”): „[Józef] Skrzek zagrał na harmonijce zupełnie fenomenalnie, ale tylko przez kilka minut. Nie mogłem mu tego darować. Po koncercie poszedłem po autograf (...) i nieśmiało zapytałem: Panie Józefie, dlaczego tak krótko na harmonijce?! On - paląc brązowego, grubego, okropnie śmierdzącego papierosa - westchnął i odpowiedział: Zabrakło mi powietrza”.
Do profesjonalnego grania trzeba mieć dużo mocy w płucach. Tak jak do trąbki na przykład. Dlatego palenia tytoniu wystrzegają się zawodowcy, tacy jak Bartosz Łęczycki, Sławek Wierzcholski czy mieszkająca w Niemczech Beata Kossowska, która w folderach najważniejszego na świecie producenta harmonijek firmy Hohner występuje jako „First Lady Of Blues Harp” - pierwsza dama bluesowej harmonijki. Tylko odpowiednio silne płuca gwarantują, że zagra się bez fałszów dłuższy koncert albo że będzie się zdolnym do wykorzystania techniki tak zwanego overbendingu, co pozwala grać chromatycznie (co pół tonu) i wydobywać z harmonijki diatonicznej (przystosowanej do grania w jednej tonacji) wszystkie 12 tonacji - tak jak w graniu na trąbce. Overbending wydaje się czymś całkowicie sprzecznym z naturą prostej harmonijki, czymś, czego po prostu nie było w jej pierwotnej idei. Ale - zdaniem Bartosza Łęczyckiego - to właśnie overbending umożliwia granie jazzu, muzyki klasycznej i orientalnej. Jednym z największych mistrzów tej metody jest francuski artysta Sebastian Charlier, który ma w swoim repertuarze ekstremalnie trudne, także przecież dla saksofonistów, utwory Charliego Parkera.
To nie taki prosty instrument, ale, jak się rzekło, nagminnie bagatelizowany. Nawet wybitni jego mistrzowie, jak Charlie Musselwhite, James Cotton czy Kim Wilson, nie doczekali się sławy choć w połowie takiej jak słynni gitarzyści. Dziwno to tym bardziej, że przecież harmonijka towarzyszyła rozkwitowi rocka w latach 60., wcześnie współtworzyła modę na skiffle w Anglii, była jednym z kluczowych instrumentów w folku czy country, nie mówiąc już o bluesie.
Harmonijkę słyszymy w intro starej piosenki Beatlesów „From Me To You”, w dawnym hicie Stonesów „Come On”, w najbardziej chyba znanym utworze Eurythmics „There Must Be An Angel”. I w mnóstwie innych przebojów - Billy'ego Joela, Huey Lewisa, Neila Younga. Piosenka Steviego Wondera „Isn't She Lovely” przynosi cudowne solo, dzięki któremu Wonder stał się pierwszą gwiazdą harmonijki w muzyce soul.
Dodajmy do tego Boba Dylana grającego na organkach umieszczonych na statywie, by móc jednocześnie obsługiwać gitarę, a będziemy mieć prawie pełny obraz tej historii. Prawie, bo tak na prawdę na harmonijce można zagrać każdą muzykę, także, jak wcześniej wspomniałem, jazz i klasykę. Nestor polskich harmonijkarzy Zygmunt Zgraja mawia, że gdyby Mozart znał harmonijkę, to niechybnie grałby na niej i pisał na nią utwory, ale niestety tworzysz w czasach, kiedy harmonijki jeszcze nie znano. Sam Zgraja w latach 70. wydał w Polskich Nagraniach płytę z rumuńską muzyką ludową, zakładał harmonijkowe tria (harmonijka chromatyczna, akordowa i basowa), z którymi grał klasykę. Ba! Grywał nawet z orkiestrami symfonicznymi.
Fani harmonijki mają oczywiście swoje święta. Co cztery lata w niemieckim Trossingen odbywa się Światowy Festiwal Harmonijki, co roku zaś rozbrzmiewa w Toruniu wymyślony i organizowany przez Sławka Wierzcholskiego Harmonica Bridge. Od 23 do 25 sierpnia odbywa się XIII edycja tej imprezy. Gra się tu - jak podkreśla Wierzcholski - wszystko: jazz, folk, muzykę ludową, country, blues, etno. - Na harmonijce można zagrać każdy gatunek, ale niektóre gatunki są po prostu bardziej wdzięczne - mówi. - Największym wyzwaniem dla każdego harmonijkarza jest muzyka poważna. Zawsze staramy się, aby miała szansę zagościć w programie festiwalu, i to w mistrzowskim wykonaniu.
Wierzcholski najbardziej dumny jest z koncertu austriackiego maestro Franza Chmela, który w Toruniu zagrał w 2008 r. Chmel uprawia klasykę, jednak warto wiedzieć, że grywa też utwory pisane specjalnie dla niego przez kompozytorów muzyki współczesnej. To jedyny taki przypadek w świecie harmonijki ustnej.
Ale przyjeżdżali też inni wielcy. Na przykład Brendan Powers z Nowej Zelandii, grający jazz i specjalizujący się także w muzyce irlandzkiej, Francuz Jean Jacques Milteau, Steve Baker z Wielkiej Brytanii, Andy J. Forest z USA. Oczywiście, nigdy nie brakowało artystów z czołówki krajowej, takich choćby jak wspomniany wcześniej Bartek Łęczycki, Roman Badeński, Krzysztof Przybyszewski (telewidzowie mogą go pamiętać z talent show „Must Be The Music”), Łukasz Wiśniewski, Michał Kielak czy Tomek Kamiński.
W tym roku najciekawiej zapowiadają się występy Amerykanina Joe Powersa z repertuarem tang Astora Piazzolli, meksykańskiej kapeli Los Mighty Calacas z harmonijkarzem Marcosem Collem, węgierskiego zespołu Jack Cannon Band oraz grającej jazz na harmonijce chromatycznej Hermine Deurloo. Swoją drogą - coś się zmienia w świecie harmonijki, która od zawsze była instrumentem męskim. Wierzcholski uważa, że najpewniej było tak, bo kobiety generalnie niechętnie grają na instrumentach, które zasłaniają twarz. Ale teraz światowe sceny podbija 21-letnia francuska gwiazda harmonijki Rachelle Plas, zaś w katalogach Hohnera jako wybitne artystki wyróżniane są Tiffany Harp, Heidi Newfield, Fabienne Waga. Jest też oczywiście wspomniana wcześniej Beata Kossowska. Hermine Deurloo będzie w Toruniu tę tendencję reprezentować.
Z festiwalowych doświadczeń wynika, że z roku na rok przybywa utalentowanych artystycznych gości, a i publiczność z coraz większym entuzjazmem na harmonijkowe koncerty reaguje. Kto wie, może niedługo harmonijkarz przestanie zazdrościć gitarzyście.
Mirosław Pęczak
Powyższy artykuł pochodzi z czasopisma Polityka nr 34 z dnia 2013-08-21
Autor artykułu: Mirosław Pęczak
Przepisał: Pancho
Czytała: Krystyna Czubówna |
Ostatnio zmieniony przez Pancho 2014-02-12, 10:08, w całości zmieniany 1 raz |
|